niedziela, 23 marca 2014

Epizod 6.



Grzegorz patrzył na mnie rozbieganym wzrokiem i kiwał głową niedowierzając w to co widzi. Z zdziwienia i przerażenia przestałam tańczyć. Aby nie zasłabnąć przytrzymałam się rury. Tego najbardziej się obawiałam. Za wszelką cenę starałam się unikać go, jednak nic to nie dało. Byłam stu procentowo pewna, że tutaj w burdelu nigdy się na niego nie natknę. Codziennie wieczorami modliłam się, by nigdy więcej go nie spotkać mimo, że mieszkamy w jednym mieście, a Rzeszów nie jest, aż tak dużym miastem pokroju Warszawy czy Krakowa. Jednak stało się. Siedzi teraz przede mną z urodzinową czapeczką na głowie. Zza sceny Brudas krzyczy, że mam tańczyć, lecz ja stoję jak sparaliżowana. Nie potrafię zrobić zwykłej prostej czynności, chociażby takiej jak przejście z punktu A do punktu B. Koledzy Grzegorza buczą i pokazują zaciśnięte piąstki z kciukiem skierowanym ku dołowi. Brunet błyskawicznie wstaje i udaje się ku wyjściu z sali. Kilku jego kolegów krzyczało za nim, ale nie zwracałam na to uwagi. Z szybkością błyskawicy zbiegłam z sceny i pognałam za siatkarzem.

-Zaczekaj! –krzyczałam.

On jakby mnie nie słysząc szedł dalej przed siebie. Biegnąc ile sił w nogach próbowałam go dogonić. W końcu udało mi się. Szarpnęłam za jego ramię, a siatkarz, wyraźnie zdenerwowany, odwrócił się i zmiażdżył mnie swoim wzrokiem.

-Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś dziwką, co?! Wspominałaś tylko, że studiujesz. O żadnej prostytucji nie było mowy! –Chwycił za ramiona i wściekle mną potrząsnął tak, że zakręciło mi się w głowie. –W co ty ze mną grasz? Pierwsze ratuje ci dupę, w zamian za to umawiamy się na kawę... Czułe słówka, obiecanki… -prychnął. –A ja głupi się zakochałem. Nie mogłem przestać myśleć o tobie. Cały czas  przed oczami miałem twoją twarz… Teraz, nagle dowiaduję się, że panią puszczalską jesteś! Dosyć, że owinęłaś mnie wokół palca, to cały czas kłamiesz! Grasz w jakąś grę, której całkiem nie rozumiem. Może za chwilę dowiem się, że nie nazywasz się Anastazja Nowaczyk? –pokiwał głową niedowierzając. –Jesteś żałosna. Myślałem, że jesteś porządną kobietą. Mocno myliłem się co do ciebie.

Ciągle patrzył na mnie pogardliwym wzrokiem. Nawet nie dał mi się wytłumaczyć. Chociaż zszokowana nie wiem czy zdołałabym cokolwiek z siebie wydusić. Środkowy oparł się plecami o znak drogowy i zjechał po nim. Niepewna siebie, uklęknęłam przed nim i położyłam ręce na kosokowych kolanach. Błyskawicznie zrzucił je. Zabolało.

-Ja cię tak bardzo przepraszam. Gdybym mogła cofnąć czas…

-Ale nie możesz –warknął.

-Wiem i bardzo tego żałuje. –Ciągle starałam się mówić spokojnie, aby nie wybuchnąć złością, bądź płaczem. –Ostatnio mam czas zwierzeń, więc i teraz się tobie zwierzę. Nie jestem prostytutką. Przynajmniej się za nią nie uważam. Wczoraj miałam pierwszego klienta. Szef nas do tego zmusił. Nie robiłam tego z własnej woli. Nie miałam innego wyboru. Z początku ja tu tylko tańczyłam. Nic więcej. Chciałam zarobić na swoje utrzymanie. Nie mam rodziców, ani żadnej innej rodziny, więc na pomoc finansową, nie mówiąc już o jakiejkolwiek innej, nie mogłam liczyć. Muszę radzić sobie sama.

Mówiłam bardzo szybko, bez ładu i składu, byleby jak najszybciej wytłumaczyć się Grzegorzowi. Głęboko odetchnęłam.

-Wybacz mi, proszę. Nie mówiłam ci o tym, bo bałam się, że mnie oczernisz i odepchniesz. –Brunet siedział z wzrokiem wbitym w bruk. Było to denerwujące. –No powiedz coś!

-Myślisz, że mi z tym wszystkim łatwo? –w końcu odezwał się spoglądając na mnie swoim smutnym wzrokiem. –Dopiero dowiedziałem się, że jesteś prostytutką, choć w sumie nią nie jesteś. –Pokręcił głową. –Nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć, przetrawić. To dla mnie za dużo. Wybacz.

Brunet o czekoladowych oczach wstał, otrzepał pupę i ruszył z powrotem do klubu. Nie miałam zielonego pojęcia co mam zrobić, aby go zatrzymać. Miałam mu jeszcze dużo do opowiedzenia, ale nie wiedziałam jak mam się za to zabrać. Zdesperowana wstałam i zapytałam:

-Idziesz już?

Brunet odwrócił się.

-A nie widać?

Już miałam na języku, by powiedzieć, że pytaniem nie odpowiada się na pytanie, ale nie chciałam pogarszać sprawy, więc się powstrzymałam.

-Zostaniesz jeszcze? Przecież miałam dla ciebie zatańczyć i… To był twój prezent urodzinowy.

-Za taki prezent to ja podziękuje. Nie chcę abyś robiła to z przymusu i przed chłopakami z drużyny.


-Spotkamy się jeszcze? –zapytałam z nadzieją w głosie.

-Jak to wszystko sobie przyswoję to zobaczę, ale chyba wątpię. Nie licz na cud, że wpadnę w twoje ramiona i wszystko ci wybaczę. W razie co to wiesz, gdzie cie szukać.

Rzucił od niechcenia „cześć” i razem z swoimi przybyszami przeniósł swoją imprezę gdzie indziej. I tyle go widziałam. 

Mijały dni, tygodnie, a ja nadal miałam nadzieję, że środkowy wszystko przemyślał i jednak zjawi się, po czym wszystko mi wybaczy. Brudas zrobił mi straszną awanturę o tą ucieczkę z sceny. Goście nie byli zadowoleni i skończyło się jak skończyło. Mianowicie dostałam niezłą nauczkę na przyszłość w postaci zwichniętego nadgarstka, rozwalonego łuku brwiowego, podbitego oka i kilku siniakach oraz zadrapaniach. Swoją „pracę” wykonywałam dalej. Bałam się postawić szefowi i powiedzieć mu, że kończę u niego swoją pracę. Nie pozwoliłby na to. Zrobiłby wszystko, abym powróciła do niego, nawet przy użyciu siły. Jednym zdaniem-marzec nie należał do udanych miesięcy. Na studiach jest ciężko, ale daję sobie radę. Przynajmniej mam odskocznię od wszystkich moich problemów i zmartwień. 

Aktualnie mamy 9 kwietnia i ten dzień mam wolny od pracy i uczelni. Postanowiłam odpocząć od tego wszystkiego i zrobić małe porządki w mieszkaniu. Rano byłam na zakupach i uzupełniłam swoją lodówkę, po czym za raz wzięłam się za sprzątanie w szafkach. Muszę przyznać, że jest w nich niesamowity bałagan, aż dziwię się, że w tym bałaganie się odnajduje.  Około godziny szesnastej całe mieszkanie lśni czystością i postanawiam zrobić Lasagne. Akurat na nią mam dzisiaj niesamowitą ochotę. Wyciągam wszystkie potrzebne produkty na stół i biorę się za przygotowanie tego pysznego dania. Po ponad godzinie potrawa jest gotowa i wstawiam ją do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, a ja w tym czasie idę wziąć gorącą kąpiel. Odkręcam kurek z ciepłą wodą, która powoli wypełnia brzegi wanny, po czym nalewam przeróżne olejki relaksujące. Zdejmuję szare dresy, biały top  oraz bieliznę i wchodzę do wanny. Kiedy moja skóra marszczy się jak u siedemdziesięciolatka, z  żalem serca, wyłaniam się z wody, owijam ręcznikiem i maszeruję prosto do sypialni ubrać się w za dużą o kilka rozmiarów bluzkę z logiem zespołu U2, która sięga mi do połowy ud. 
 Odświeżona udaję się do kuchni wyciągnąć Lasagne, która jest już gotowa do spożycia. Z dolnej szafki przy oknie wyjmuję talerzyk, nakładam sobie parującej potrawy i usadawiam się w salonie, na kanapie, przed telewizorem. Niespodzianie słyszę pukanie do drzwi. Ściszam telewizor, naciągam bluzkę, po czym nie patrząc kto znajduje się po drugiej stronie, otwieram drzwi. Na klatce schodowej stoi znajoma mi osoba. Wpycha mnie do mieszkania zamykając za sobą drzwi i mocno przygważdża mnie do ściany namiętnie całując. Zdziwiona jego obecnością i śmiałym zachowaniem nie odwzajemniam pocałunku, lecz ta zaduma nie trwa długo i daję w ten pocałunek tyle żarliwości jak jeszcze nigdy dotąd. Palce zanurzam w kruczoczarnych włosach. Po chwili ściągam jego kurtkę i rzucam na podłogę. Mężczyzna chwyta mnie za pośladki i owija wokół pasa moimi nogami.

-Co się stało, że mnie odwiedziłeś? –pytam pomiędzy pocałunkami.

-Pojąłem już kilka rzeczy -uciął i wręcz wcisnął mi język do gardła.

-Sypialnia jest tam –wysapałam po chwili wskazując na pomieszczenie, kiedy brunet składał pocałunki na mojej szyi.

Ciągle całując się ruszyliśmy do wspomnianego pokoju. Po drodze zrzucaliśmy mnóstwo rzeczy z półek i szafek. W końcu dotarliśmy na miejsce. Kosa rzucił mnie na łóżko i zdjął swoją koszulkę, po czym ponownie wpił się we mnie. Jego dłonie oraz usta maglowały mnie od stóp do głów. Pod jego ciałem czułam się bezpieczna i potrzebna. Nigdy nie byłam jeszcze w takim stanie. Byłam szczęśliwa nie dlatego, że aktualnie całuję się z Kosokiem, ale dlatego, że mi wybaczył. Bo gdyby nie było to prawdą to nie byłoby go tutaj. Po kilku minutach byliśmy już całkiem nadzy i uciekaliśmy się ku spełnieniu. Kosy uda działały cuda. Z podniecenia wbijałam paznokcie w kark i plecy Grzesia, a z naszych gardeł wydobywały się przeróżne dźwięki. Nigdy z nikim nie było mi tak dobrze. Brunet przeciągle jęknął, a zaraz po nim ja, po czym przygniótł mnie swoim ciałem, głowę kładąc na moich piersiach ciężko oddychając. Po chwili nasze oddechy się uspokoiły. Kosok przykrył nas kołdrą ciągle się do mnie tuląc. W tym błogim stanie mogłam trwać wiecznie.

-Czemu tu przyszedłeś? –spytałam, delikatnie przeczesując palcami jego włosy.

Środkowy oparł głowę na ramieniu.

-Wiem, długo zajęło mi przemyślanie tej całej sprawy, ale musiałem ochłonąć i na spokojnie przemyśleć to wszystko. Teraz w końcu zrozumiałem, że uzależniłem się od ciebie mimo, że w ogóle cie nie znam. Próbowałem wyrzucić twoją twarzyczkę z pamięci, ale po tej aferze wszystko przypominało mi ciebie. Mam jeszcze większego bzika na twoim punkcie niż przedtem –delikatnie ujął mój policzek i z wielką czułością złożył na ustach pocałunek.

Czułam się jak w raju. Myślałam, że nie dożyję czasu, kiedy wreszcie będę szczęśliwa.

-Zrobisz coś dla mnie? –zapytał po chwili.

Kiwnęłam twierdząco głową.

-Skończ z tym burdelem, prostytucją, tańcem... Nie chcę, abyś to robiła. Na pewno nie daje ci to przyjemności ani korzyści. Tylko szkodzi. Ja zrobiłem coś dla ciebie. Zaakceptowałem twoją przeszłość i mam nadzieję, że ty teraz zrobisz to samo dla mnie. Oddziel tę część życia grubą krechą i zacznij nowy rozdział. Zrób to dla mnie. To jest jedyne co oczekuję od ciebie. Proszę.

Kosa chwycił moją dłoń, przystawił do swoich ust i zaczął składać pocałunki, do czasu, gdy ujrzał rany po cięciach. Zgromił mnie wzrokiem.

-Co to jest? –wskazał kiwnięciem głowy.

Już zniknął ten słodki i miły jak baranek Kosa. Był wyraźnie wkurzony.  Wyrwałam rękę, odsunęłam się od Kosoka, narzuciłam na siebie swoją koszulkę, która leżała pod komodą i podreptałam boso do kuchni, gdzie nalałam sobie do szklanki wody mineralnej i usiadłam na szafkach kuchennych. Brunet po chwili przyszedł ubrany tylko w same bokserki.

-Pytałem się coś ciebie. Tniesz się? –stanął przede mną podpierając się pod boki.

-Nie robię już tego od dawna. To był tylko raz. Widzisz –wysunęłam mu nadgarstki przed nos –nie mam żadnych świeżych ran. To są stare. Miałam chwilę słabości i tyle. Nie chcę teraz o tym mówić. 

Westchnął głośno.

-To, że miałaś chwilę słabości nie oznacza, że od razu musisz się ciąć!  Każdy czasem ma doła, więc nie rozumiem twojego postępowania. Wybaczyłem ci, bo myślałem, że ta cała sprawa wtedy w klubie dała ci coś do myślenia. Samookaleczenie się nie jest żadnym wyjściem z sytuacji. Jesteś dużą dziewczynką i powinnaś o tym wiedzieć.

-Widać, że mnie nie rozumiesz. Żyletka sprawia, że przestaję myśleć o bólu, który mi zadano, ucisza go... 

-Przestań! -przerwał mi. -Nie chce dłużej tego słuchać. Umówmy się tak. Ja zapomnę o tej całej sprawie, a ty więcej już tego nie zrobisz. Rozumiemy się?

-Obiecuję. Nie tknę już nigdy więcej żyletki.

-Dobra, a co z moją propozycją. Zrobisz to dla mnie? –spytał z nadzieją w głosie, tuląc mnie do siebie.




Tak bardzo Was przepraszam za późną porę i za to co jest tam powyżej. Ten epizod akurat skończyłam pisać, ponieważ wszystko piszę na bieżąco, bo niestety mój zapas rozdziałów dawno się skończył i nie mam już siły, aby coś poprawiać itp. To jest chyba najgorszy rozdział z tych wszystkich co już dodałam. Dzisiaj nie mam weny i nie potrafię przelać na kartkę w Wordzie to co mam w głowie, a nie chciałam nic nie dodawać, więc chociaż to jest. Obiecuję, następny będzie lepszy. Postaram się.


Dziękuję Wam wszystkim i każdej z osobna za tak liczny odzew pod poprzednim postem. To napawa mnie optymizmem i chęciami do pisania. Jeszcze raz dziękuję. :*


Przyznam się, że ten tydzień nie należy do najlepszych. Od poniedziałku cały czas na hali aerobik, we wtorek sprawdzian z matematyki, który poszedł fatalnie (Nie tylko mi. Na całą klasę dwie trójki, a reszta dwójki i jedynki. Drugi terminie witaj!), środa-wizyta u okulisty i jak się okazało znowu pogorszyła mi się wada wzroku, w czwartek Mistrzostwa w Aerobiku Grupowym, które również poszły fatalnie (Byłam i jestem strasznie zła na siebie. Mogłam tańczyć szybciej, lepiej, robić pełniejsze ruchy, wyżej podnosić nogi i bardziej się postarać.), ale na szczęście piątek wolny i jedyny pozytyw tego tygodnia-odwiedziłam nauczycieli w gimnazjum. Bardzo miło mi się z nimi rozmawiało i z chęcią, gdy będą matury w maju wybiorę się tam ponownie. A jak Wam minął ten tydzień? :)

To co,  w przyszłą niedziele epilog? ;)

Do zobaczenia. ;D  

niedziela, 16 marca 2014

Epizod 5.



Chcieliście Grzesia? Proszę...

Żyletka.
 Ciach.
Krew.
Żyletka.
Ciach.
Krew.
Żyletka.
Ciach. 
Krew.
I tak na okrągło.

Po powrocie z klubu nie mogę się opanować. W samej bieliźnie, siedzę na podłodze, w kuchni, na zimnych płytach, sama jak ten palec, w morzu łez. Z ran na nadgarstkach sączy się krew, która kroplami spada na białe płytki.

Kap.
Kap.

Samookaleczanie się nie pomaga. –Tak mówią. Jeśli taka jest prawda to ja najwyraźniej jestem wyjątkiem. Każda kropelka czerwonej krwi daje ulgę w cierpieniu. Czuję się jak ten trędowaty starzec z biblijnej Księgi Hioba. Straciłam wszystko. Swoją godność, dumę, honor, poczucie własnej wartości. Wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie i wartość zniknęło w jednym momencie tam w klubie. W sypialni. Z Jackiem. Nie mam nic. Moje ciało jest skażone. Nie mogę się pokazywać na ulicy. Nie mogę nikogo tym zarazić. Jestem trędowata. Jedyne co mi pozostało to wiara. Wiara w Boga. W tego Najwyższego. Naszego Ojca.
Niewiele myśląc z szafki nad mikrofalówką wyciągam gaziki jałowe, bandaż, wodę utlenioną i nożyczki. To wszystko kładę na stole i biorę się za robienie opatrunku na nadgarstkach. Polewam rany wodą utlenioną, lekko przecieram chusteczką, kładę gazik na okropnie wyglądające cięcia i owijam bandażem. Z gotowym opatrunkiem biegnę do pokoju, gdzie zakładam na siebie w miarę przyzwoite rzeczy i po drodze do drzwi zabieram klucze, czapkę i kurtkę. Zamykam drzwi i czym prędzej biegnę przed siebie. Rzeszów o tej porze tętni życiem. Jest piątek, w sumie to sobota nad ranem, i każdy szuka rozrywki po długim tygodniu pracy lub nauki. Inni się bawią, a ja biegam jak głupia po Rzeszowie. Zimne powietrze drażni moje policzki i rozwiewa wystające spod czapki blond włosy. Nogi prowadzą mnie do czynnego całodobowo kościoła, który dopiero od niedawna ma takie godziny otwarcia. Wchodzę przez ciężkie, dosyć masywne drzwi, robię znak krzyża i udaję się do pierwszej lepszej ławki. Świątynia jest doszczętnie pusta. Wygodnie usadawiam się w ławce, zdejmuję okrycie głowy i rozpoczynam rozmowę z Bogiem-najlepszym przyjacielem każdego człowieka. W pewnym momencie ktoś koło mnie siada. Wyrwana z letargu spoglądam na osobę, którą jest starszy pan ubrany w długą sutannę i czarną kurtkę. Zdejmuje z głowy czapkę, odsłaniając siwe włosy, robi znak krzyża i również zaczyna się modlić. Nie zwracając więcej uwagi, powracam do modlitwy. Po kilkunastu minutach kończę, robiąc znak krzyża. Podczas gdy ubieram czapkę, duchowny robi znak krzyża i siada wygodnie.

-Nie chcę być niemiły, -odchrząkuje –ale chciałbym się spytać co robisz o tej porze w kościele, drogie dziecko? Czuję, że masz jakiś problem. Nie przychodziłabyś tutaj o tej porze, gdyby było wszystko dobrze. Zgadza się?

Ksiądz ma miły wyraz twarzy i ciepły głos, czego połączenie daje bardzo życzliwą, ciepłą i skromną osobę. Na twarzy widnieją liczne zmarszczki, dwoje brązowych i przepełnionych pokorą oczu, haczykowaty nos, krzaczaste, czarno-siwe brwi i małe, lekko spierzchnięte usta. Duchowny sprawiał wrażenie osoby, która zawsze pomoże i jak trzeba posłuży dobrą radą.

-Zgadł pan. Znaczy ksiądz. Zgadł ksiądz. Przepraszam.

-Nic się nie stało. –Uśmiechnął się życzliwie. –Mogę ci jakoś pomóc?

-Nie –zaprzeczyłam, siłując się na życzliwość. –Nie chciałabym księdza obarczać moimi problemami. Z resztą, gdyby ksiądz dowiedział się czym tak naprawdę się zajmuję, wyrzuciłby mnie z kościoła i zapewnił zakaz wchodzenia do jakiejkolwiek innej świątyni u nas w Rzeszowie. Takie osoby jak ja powinno się tępić –wyznałam cały czas skubiąc rękaw granatowej kurtki.

Duchowny westchnął głęboko.

-Nie ważne kim jesteś, czym się zajmujesz, z jakiej rodziny pochodzisz, czy jaki jest twój stan majątkowy, nie mam prawa ci zabronić wchodzić do jakiegokolwiek kościoła. Do tego miejsca może przychodzić ktokolwiek i z jakąkolwiek sprawą. Czy pomodlić się, wyżalić, podzielić się z Bogiem jakąś radosną nowiną, podziękować za łaski albo po prostu pomodlić się. Poza tym, już wielu osobom pomogłem. To jak. Mogę ci jakoś ulżyć w udręce? Możesz powiedzieć mi co ci leży na wątrobie. Oczywiście obiecuję, że nie będę wyciągał jakiś pochopnych wniosków, ani z nikim się tym nie podzielę. Wszystko pozostanie między nami.

Dosyć długo rozważałam każde za i przeciw. Ten mężczyzna sprawiał wrażenie osoby godnej zaufania i z każdą chwilą szala przechylała się na stronę, gdzie byłam za opowiedzeniem krótkiego sprawozdania z ostatnich dni. Poza tym jest księdzem. To wiele zobowiązuje. W końcu zaczęłam opowiadać:

-Za dnia jestem studentką rzeszowskiej uczelni na wydziale prawa, a nocą przybieram zupełnie inną maskę, gdzie staję się tancerką klubu nocnego. Niedawno, podczas gdy wracałam do domu po „pracy” –zrobiłam tzw. króliczki –ktoś mnie zgwałcił. Dzięki Bogu jakiś mężczyzna, słyszący moje krzyki, wyciągnął mnie z rąk tego oprawcy. Jakoś się pozbierałam i było okej do czasu, gdy mój szef kazał wszystkim tancerką prostytuować się. I właśnie dzisiaj był mój pierwszy raz w zawodzie. Chyba nie muszę mówić jak było? Powiem tyle, że nigdy więcej nie chcę tego robić.

Głos powoli mi się łamał i musiałam wziąć głęboki oddech zanim miałam opowiadać dalej. Każde słowo z wielkim trudem wychodziło mi z gardła. Jest to dla mnie wielkie przeżycie, ponieważ pierwszy raz rozmawiam o tym z kimkolwiek. Zawsze tłumiłam te wszystkie uczucia w sobie, aż do teraz.

-Ale to nie mogłaś z tej pracy zrezygnować? –spytał staruszek, z zdziwieniem w głosie.

-To nie takie łatwe jak ksiądz myśli. Oczywiście, że chciałam już skończyć z tym nie raz. Nawet za czasów, kiedy byłam jeszcze tancerką, ale nic. Poszłam do szefa i poinformowałam go, że nie chcę już dla niego pracować. Brudas, to znaczy szef, absolutnie zaprzeczył i groził mi, że jeśli się zwolnię to popamiętam go do końca życia. I co miałam zrobić? Pracowałam dalej.

Nie wytrzymałam i popłakałam się jak małe dziecko. Mężczyzna przysunął się bliżej mnie i mocno przytulił. Głaskał mnie po blond głowie jak małą dziewczynkę. W ramionach staruszka poczułam się jakbym przytulała własnego ojca. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie tylko brakuje mi matczynej opieki, ale również opieki ojca, którego nigdy nie miałam. Trudno jest mi żyć z myślą, że mój los potoczyłby się zupełnie inaczej, gdybym tutaj się nie przeprowadzała. Mogłam wybrać inne miasto. Na przykład Wrocław, albo Poznań. Tam żyłoby mi się o wiele łatwiej. Z jednego bagna w jeszcze większe bagno potrafi wejść tylko Anastazja Nowaczyk.

-A rodzice, dziadkowie? Gdzie oni są? Czemu ci nie pomagają? Może właśnie warto zwrócić się do nich o pomoc? –zadał pytanie, po dłuższej ciszy.

Oderwałam się od duchownego, wytarłam nos w rękaw kurtki i z drżącym głosem odparłam:

-Miałam tylko mamę. Również była prostytutką. Taty nigdy nie znałam i wydaje mi się, że mama też nie. Przez to, że dawała rozkosz innym mężczyzną powstałam ja. Po dłuższym czasie popadła w depresję i stała się alkoholiczką, przez co musiałam szybciej dorosnąć. -Wzruszyłam ramionami. -Rzecz biorąc mamy też nie miałam.

-Przepraszam. Nie chciałem być niemiły. To co przeszłaś już od chwili narodzin musiało być okropne.

Machnęłam ręką i z wyciągniętej paczki chusteczek, wzięłam jedną i wydmuchałam nos.

-Niech mi ksiądz powie jedno. Czemu akurat mnie to spotyka? Nie może kogoś innego, tylko mnie? Co takiego zrobiłam? –powiedziałam z wyrzutem.

-Widzę, że obwiniasz się za te wszystkie złe rzeczy, które cię dręczą, więc powiem ci jedno. Istnieje cierpienie bez winy. Pan Bóg wystawia cię na próbę. Jedyne co możesz zrobić to nie wątpić w swoją miłość do Niego, w Jego dobroć, pokorę. On ci za te wszystkie cierpienia wynagrodzi, ale w niedalekiej przyszłości. Zobaczysz, kochając Go bezgranicznie, wiele na tym zyskasz. Jeszcze nie raz Mu podziękujesz za to wszystko co ci dał. Nawet za to zło. Dzięki temu zyskasz doświadczenie. Jesteś mądrą, silną, piękną kobietą i dasz sobie radę w życiu. Później będziesz mogła przekazać swoim pociechom mądrość jaką zyskałaś przez te długie lata. Jeszcze będziesz szczęśliwa. Bóg kocha każdego i każdemu daje szansę na nowe, lepsze życie. Doceni wszystkie twoje starania, które pomogą uwolnić ci się od tej pracy. Pomyśl zanim będzie za późno.

Przeanalizowałam sobie każde słowo starszego mężczyzny. Ojciec proboszcz dał mi wiele do myślenia, ale również jego słowa napawały mnie optymizmem na lepsze jutro. Czas wielki zrobić krok do przodu, aby wszystko było tak jak w moim wymarzonym świecie.

Szczerze podziękowałam za rozmowę, która mi bardzo pomogła i życzliwie pożegnałam się z duchownym. Po wyjściu z kościoła, z głową pełną myśli i nadziei, udałam się prosto do domu na zasłużony spoczynek.

****

-Tu jeszcze trochę więcej lakieru, żeby się trzymało… O! I już jesteś cacy. Ślicznie moje złotko.

Odwróciłam się na krześle i spojrzałam w swoje odbicie lustrzane. Wyglądałam pięknie. Makijaż i fryzura estetycznie razem się dopełniały. Trzeba przyznać, że Agnieszka ma rękę do tego. Dziwię się co robi tutaj jeśli mogłaby być kosmetyczką lub fryzjerką. A! No tak. Brudas.

-Dziękuję. Bardzo mi się podoba –wstałam i z całych sił przytuliłam Agnieszkę.
-Nie ma za co. Naprawdę wyglądasz cudnie. –Obróciła mnie wokół mojej własnej osi. – Ten kostium w sam raz pasuje do ciebie. Podkreśla twoje najważniejsze atuty. Biust, nogi, pupa. Pozazdrościć tylko.

-Strój niekoniecznie mi się podoba. Wolałabym już jakąś sukienkę z mojej szafy a nie…  -spojrzałam na swój obecny ubiór –to coś.

-Nie narzekaj. Ty najlepiej w babcinej sukni do kostek na scenę byś wyszła –zironizowała Aga.

Na sobie miałam biały gorset połączony z biustonoszem, rękawiczki do łokci, aby zasłonić obrzydliwe rany i do tego również białe pończochy oraz w tym samym kolorze szal boa. Trzeba przyznać, ubranie jest bardzo skąpe. Nagle pojawił się Brudas. Momentalnie, z moją koleżanką po fachu, ucichłyśmy.

-Anastazja –poklepał mnie lekko po ramieniu –szykuj się. Minuta i wychodzisz na scenę. Dalej, dalej –ponaglił nas.

Nagle ręce zaczęły mi się pocić, w głowie niewyobrażalnie kręcić. Czułam się źle. Bałam się. Mimo, że tańczyłam na tego typu imprezach już kilkadziesiąt razy to tym razem obawiałam się jak cholera.

-Nie bój się –pogłaskała mnie po policzku. –Wszystko będzie okej. Zobaczysz. Ten wieczór minie tak szybko jak przyjemny sen. –Odwróciła mnie tyłem do siebie i dała tzw. kopa na szczęście. –Będzie dobrze.

Z klubowych głośników rozbrzmiał głos Brudasa informujący o moim wystąpieniu. Zerknęłam przerażona na Agnieszkę.

-Powodzenia –złączyłyśmy się w niedźwiedzim uścisku.

Bezwarunkowo mogę powiedzieć, że Agnieszka jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.  Jest moją jedyną rodziną. Za nią wskoczyłabym w ogień i myślę, że ona również.

Brudas zszedł z sceny, dał kilka ostatnich wskazówek, których nie słuchałam i kazał wejść na scenę. Wzięłam głęboki wdech i zmysłowym krokiem ruszyłam przed siebie. Jarzeniowe światła, które zawsze mnie oślepiały, zwróciły się w moją stronę. Zanim mój wzrok przyzwyczaił się do oślepiającego światła minęło kilka taktów, a ja zdołałam zrobić kilka ruchów przy rurze. Tańcząc, równocześnie rozglądałam się po gościach. Sami mężczyźni, a w centrum, tuż przed sceną, siedział na krzesełku w zabawnej czapeczce urodzinowej 
On.
 To był mój wybawca.
W własnej osobie Grzegorz Kosok.
Zamarłam.
On również.


...ale w znikomych ilościach. Fakt. Mogłam coś jeszcze dopisać o Kosie, ale wtedy rozdział byłby niebotycznie długi, więc rozdzieliłam go na pół. Dalsze losy Kosy i Anastazji, jak zwykle, w przyszłą niedziele. Już teraz zapraszam. ;D 

Mam do Was-moje kochane czytelniczki- jedną prośbę. Wszystkie co czytają to opowiadanie niech napiszą króciutki komentarz. Chociaż tzw. buźkę. Pragnę zobaczyć ile Was jest. Zrobicie to dla mnie? ;)

Wczoraj zakończyła się przygoda Asseco Resovi o Puchar Polski. Powiem jedno.
DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, WIERNI PO PORAŻCE! <3

Już teraz w czwartek jadę na Mistrzostwa w Aerobiku Grupowym. Trzymajcie za mnie kciuki. Na pewno się przydadzą. ;)

Gorąco pozdrawiam, stremowana Patricia. :*