poniedziałek, 7 lipca 2014

Epilog.




Obudził mnie płacz kilkunastomiesięcznego dziecka, które spało w łóżeczku niedaleko naszego ogromnego łoża.

-Grzesiek, wstań do niej –powiedziała zaspanym głosem moja żona, odwracając się na drugi bok i przykrywając się pierzyną aż po sam nos.

Przewróciłem oczami i podszedłem do malutkiej dziewczynki, która siedziała równie zaspana co mamusia i przecierała swoje brązowe oczka. Kiedy mnie zauważyła wyciągnęła w moją stronę rączki sygnalizując, że chce abym wziął ją na ręce, mówiąc cieniutkim głosikiem „apa”. Spełniłem prośbę córeczki biorąc ją na ręce i przytuliłem do siebie, głaskając po delikatnych, ciemnych włoskach. Złożyłem delikatny pocałunek na jej główce. Trzymałem teraz w rękach ½ mojego świata. Druga część to moja wspaniała żona.

-Tata. Tu tu –stwierdza dziewczynka, odrywając się ode mnie.

Westchnąłem głęboko, delikatnie się uśmiechając i nadal trzymając dziecko na rękach udałem się z nią do kuchni, aby przygotować dla niej, jak to mówi moja żona, tzw. „flachę mleka”. Usadziłem małą w jej krzesełku, aby nie biegała po domu, ponieważ nie ubrałem jej bucików i wziąłem się za przygotowanie napoju. Po chwili dziewczynka zaczyna się denerwować i nie podoba jej się spokojne siedzenie w krzesełku. Aby zająć dziewczynkę, zacząłem do niej mówić.

-Beatka chce mleczko, tak? Mama jest taki leni i nie chciało jej się wstać –mówię, sprawdzając czy mleko ma odpowiednią temperaturę. Podchodzę do córeczki i postawiam jej butelkę mleka na małym blacie, którą błyskawicznie kładzie do buzi i zaczyna opróżniać. –Jesteś mała Becia? –pytam, śmiejąc się do Beatki.

-Nie –przerywa picie i śmiesznie kiwa głową utwierdzając swoje zdanie, po czym ponownie zaczyna pochłaniać zawartość butelki.

-Jesteś Becia –powtarzam i biorę córkę na ręce, po czym podchodzimy do okna. –Zobacz jak już jasno jest, a dopiero piąta –stawiam córkę na parapecie. Pewnie zabawnie wygląda w różowej piżamce w misie i z butelką mleka w rączce. –O! Pani Marysia jedzie do pracy. Patrz! Macha do ciebie. Pomachaj pani –zachęcam córkę, machając do starszej sąsiadki, na co energicznie macha pulchniutką rączką. –No ślicznie. Zuch dziewczynka. Idziemy spać, tak?

-Ta, ta –potwierdza, przy czym charakterystycznie kiwa główką.

-Chodź mała Becia –śmieję się.

-Nie.

-Jesteś Becia i koniec –drażnię się z nią.

-Nie jetem Becia! –piszczy, trzymając butelkę tylko ząbkami za smoczek i kładzie głowę na moim ramieniu. Wyraźnie jest śpiąca.

-To jak masz na imię? –pytam, próbując na nią spojrzeć.

-Nieee. –ponownie piszczy i wiem, że jest to znak, aby położyć ją z powrotem do łóżeczka.
Nie droczę się dłużej z nią i wchodzę do pokoju, po czym odkładam Beatkę do wcześniej wspomnianego miejsca. Ledwo ją odkładając, mała dziewczynka zamyka oczy i zarazem pije mleko. Stojąc przy łóżeczku czekam, aż dokończy pić i odkładam butelkę na stojącą obok komodę. Przykrywam dziewczynkę szczelniej różową kołderką, głaszczę po główce i kładę się z powrotem koło żony, mocno się do niej przytulając.

-Jesteś kochany –mówi, chwytając mnie za rękę.

-Kocham cię Ana –wyznaję i razem z Anastazją oddajemy się w błogi sen.

***

-Tata!

-Widzisz tatuś? Musisz wstać, to ciebie córa woła –nabija się ze mnie żona, która widzi, że najchętniej pospałbym sobie jeszcze chociaż godzinkę, ale czego nie robi się dla córki?

-Tata! –krzyczy coraz głośniej Beatka, która stoi w swoim łóżeczku, domagając się, abym podszedł do niej. Zdumiewające, że w tak małych płucach jest tak dużo siły.

-No już idę, idę –mówię zaspany, przecierając dłońmi twarz i podchodzę do córki.

-Tata –powtarza, ale teraz zdecydowanie ciszej i łagodniej, zadowalająco, przy czym słodko się uśmiechając.

-Jestem, jestem –odpowiadam na uśmiech Beatki i biorę ją na ręce. –Co robiłaś w nocy, że tak włoski ci stoją, hm? –pytam córki, na co ona tylko lekko przyklepuje fryzurę swoimi pulchnymi rączkami.

 Niewiele myśląc kładę Beatkę na środku łóżka, koło mamy, a ja rzucam swoje ciało tuż koło nich. Koło dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu. Beatka, jak to małe dziecko, nie potrafi spokojnie poleżeć, więc już zaczyna myśleć co zmajstrować. Rozpoznaję to po jej błysku w oku. Zdecydowanie ma to po mamusi. Z wyglądu jest podobna do mnie. Wierna kopia mnie, ale nie oznacza to, że nic nie odziedziczyła po swojej rodzicielce. Obydwie panie mają podobne charaktery. Często jest uparta, wyraźnie lubi dużo myśleć i uparcie dąży do celu, który sobie zamierzy. Może dzięki temu w 9 miesiącu życia już nauczyła się sama chodzić.

Aby dokuczyć Anastazji za to, że nie wstała nad ranem do naszej córki, podsuwam pomysł Beatce, aby brutalnie obudzić mamę. Córka, zaskakując rodzicielkę, wskakuje na nią i krzyczy również przy tym śmiejąc się. Sprawia jej to dużą radość. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Pojawiając się na świecie wniosła do naszego monotonnego życia mnóstwo radości, uśmiechu, dumy, energii, walki o lepsze jutro. Fakt, ciąża nie była planowana, bo Anastazja dopiero zaczęła swoją wymarzoną pracę adwokata i nie myślała o macierzyństwie, ale stało się. Na świat przyszła Beatka i nie żałuję, że się pojawiła. Zmieniła nasze życie o 180 stopni. Całe nasze dotychczasowe sprawy musieliśmy podporządkować małemu dzieciątku. Zatrudnienie, miejsce zamieszkania. Ana zrezygnowała z pracy dopiero pod koniec ciąży. Kiedy pojawiła się ponowna oferta z Rzeszowa, na którą po cichu liczyłem, niewiele myśląc powróciłem na stare śmieci. Zostawiłem tam kawał serducha, i jak to kiedyś mawiał Winiar – „Organizm musi być tam gdzie serce”, więc postanowiłem powrócić, po czym z Anastazję kupiliśmy dom, w którym do teraz mieszkamy. Uzgodniliśmy z Aną, że pozostaniemy tu tak długo jak będą nas chcieli.

-Beatko, nie skacz tak po mamusi –śmieje się sama zainteresowana. W odwecie żona zaczyna łaskotać naszą córkę. Śmiech Beatki roznosi się po całym domu.

Patrząc na Anastazję jestem szczęśliwy, że to z nią mogę tworzyć rodzinę. Nie przeszkadza mi jej dość trudna i wybujała przeszłość. Najważniejsze, że pomogłem wydostać się jej z tego bagna. Reszta mnie nie obchodzi. Brudas dużo nabrudził nam krwi, ale dzięki Bogu, już więcej tego nie zrobi. Wtedy, w tym mieszkaniu, postrzelił Anastazję, dzięki Bogu tylko w rękę, gdzie do dzisiaj ma bliznę. Drugi strzał padł od pewnej policjantki. Wszystko dzięki telefonie, który był połączony z 112. Gdyby nie to, mogłoby nas już nie być. Co za tym idzie. Nie byłoby Beatki. Naszego dzieciątka. Nie mam za złe Anastazji całej tej afery. Uświadomiła nam ona jak bardzo się kochamy. Jak wiele dla siebie znaczymy. Krótko po skończonym koszmarze wziąłem ją na wakacje. Polecieliśmy na Majorkę i tam jej oświadczyłem się. Na tle zachodzącego słońca z rozwianymi blond włosami oraz w delikatnej białej sukience wyglądała jak anioł. Szczęśliwy anioł. Przede wszystkim już na zawsze mój anioł. Rok później wzięliśmy ślub w jednym z katowickich kościołów. Był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu. Biała suknia, welon, a w nim ona. Mój anioł. Pani Kosok, Anastazja Kosok. Ku moim obawom, rodzice polubili Anę, ale również nie obyło się bez poważnych kłótni. Za to moi przyjaciele również zaprzyjaźnili się z Anastazją. Szczególnie ten gaduła Ignaczak świetnie się dogaduje z moją żoną. Krzysiu to złoty człowiek i nie ocenia człowieka po pozorach, jak to wiele osób czyni. Trzy lata później na świat przyszła Beatka. Pamiętam tylko krzyk Any, odchodzące wody płodowe, później ją leżącą na łóżku, płacz i w końcu nasza upragniona córeczka oraz kolejny płacz, nasz wspólny, ale to już ze szczęścia. Kolejny dzień który był najpiękniejszym dniem w naszym życiu. Pamiętam ciężar Beatki, kiedy trzymałem ją na rękach kilka godzin po jej narodzinach oraz jej uśmiech, który rozczulił mnie do łez. Była taka malutka, zawinięta w pieluszki, bezbronna. W naszych rękach spoczywa jej los. To od nas zależy jaki będzie miała start. Już wtedy, w pierwszych godzinach jej życia obiecałem Beatce, że nie podzieli losu matki, a tym bardziej babci.  Anastazja jest córką dziwki, ale nie oznacza to, że musiała skończyć tak jak rodzicielka. Wydawało się, że już na starcie jest przegrana, a potrafiła się podnieść. Potrafiła ułożyć sobie życie. Popełniła kilka błędów, ale kto ich nie popełnia w dzisiejszych czasach? Czegoś te błędy ją nauczyły i dały jej mocny charakterek, który czasem jest irytujący, ale zalegalizowany związek polega na tym, aby akceptować swoje wady i zalety. Moja żona to silna babka, w końcu teraz ma to o czym marzyła. Posiada prawdziwą rodzinę. Malutką, ale rodzinę. Nikt nie powiedział, że taka malutka musi zostać. Nad tym musimy jeszcze popracować. Czyż nie mogło potoczyć się lepiej? Wiedziemy teraz ułożone, spokojne życie i to jest dla mnie najważniejsze. Rodzina i stabilizacja. Priorytety w moim życiu. Oczywiście siatkówka też jest ważną częścią mego życia. Jest to moja praca a zarazem pasja, ale rodzina najważniejsza. Stoi na pierwszym miejscu.

***

Podczas gdy Ana robiła obiad, ja bawiłem się z Beatką. Uwielbiam spędzać z nią czas na zabawie. Przez pracę bywa, że mam bardzo mało czasu dla rodziny, więc w każdej wolnej chwili staram się zająć córą.

-Gdzie Beatka ma oczko? –spytałem, dzięki czemu dziewczynka pokazała na swoim ciele wcześniej wspomnianą część ciała. –A tatuś gdzie ma oczko? – tym razem wskazała na mnie, gdzie faktycznie ten tatuś ma to oczko.

Mała uwielbia tą formę zabawy, ale jak to półtoraroczne dziecko szybko się nudzi i co rusz muszę wymyślać nowe zajęcie dla córki. Podziwiam Anastazję za tak wybujałą wyobraźnie i że potrafi wymyślać ciągle nowe zabawy. Uwielbia również zabawiać się żółto-niebieską Mikasą. Za każdym razem, gdy jest na meczu to po boju krąży między zawodnikami z piłką i śmieje się wniebogłosy.

-Chodźcie na obiad –woła nas Anastazja.

Po zjedzonym posiłku udaliśmy się na spacer, gdzie spotkaliśmy rodzinę Ignaczaków. Beatka uwielbia dzieci. Te młodsze i również te starsze od niej. Wystarczy, że w zasięgu jej wzroku będzie najmłodsza pociecha Ignaczaków już słychać jej gadanie i śmiech. Dominika także pała sympatią do naszej pociechy.

-Wow! Kosoki na spacer się wybrały –usłyszeliśmy rozbawionego Krzyśka.

-Tak, tak Krzysiu. Trzeba korzystać z tak wspaniałej pogody –przyznała moja żona.

To prawda. Pogoda była super. Bezchmurne niebo, słońce na niebie, mam przy sobie najważniejsze osoby. Czego chcieć więcej? Jedynie co to, aby pozostało już tak na zawsze.




Koniec! 
Chciałam podziękować Wam wszystkim i każdej z osobna za to, że byłyście, komentowałyście, nabijałyście wyświetlenia. Akurat dzisiaj nabiło mi na liczniku 10 000! Jeszcze raz jedno wielkie DZIĘKUJĘ! Chciałam również podziękować tym co były od początku do końca i wiernie czekały na to, aż w końcu pojawi się kolejny epizod.

    
Miałam zamiar inaczej zakończyć tą historię, ale nie mogłam. Nie potrafiłam zrobić tego Grześkowi. :) Anastazja już w swoim życiu wiele się nacierpiała to chociaż niech teraz będzie szczęśliwa. 

Rozważam opcję czy aby nie kontynuować tej historii. Tylko czy będzie ktoś czytał?

Jak na razie nie mówię żegnajcie, lecz do zobaczenia. Może jeszcze spotkamy się tutaj w blogowym świecie? A więc do zobaczenia i pozdrawiam w te upalne dni. Wreszcie mamy lato z prawdziwego zdarzenia!:) Spalona Patrycja. :*



Ps. Niech każdy kto czytał da znak. Na koniec chciałam zobaczyć ile Was było. Proszę. :D  
 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Epizod 11.



-Powiedz mi, jak to się stało, że znalazłeś się na komisariacie policji? Dużo o tym myślałam i nie mam żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Nie znałeś się z Agnieszką, więc… No jak?

W końcu zadałam to pytanie. Teraz czułam się wypoczęta i gotowa do długiej rozmowy. Kiedy to wczoraj wróciłam z lotniska do domu, tuż po kąpieli udałam się do krain Morfeusza, więc zdecydowanie mogłam stwierdzić, że jestem wyspana. Kosok namyślając się co odpowiedzieć, nalał sobie soku do szklanki i zasiadł przede mną, przy stole, w kuchni.

-Jakby ci to powiedzieć –westchnął. –Z ciekawości poszedłem zajrzeć do twojego mieszkania…

-Po co w ogóle tam poszedłeś?! Oszalałeś? –przerwałam. –Chcesz żeby Brudas coś ci zrobił? Ty naprawdę nie wiesz do czego on jest zdolny! –ze zdenerwowania, aż wstałam z krzesła.

-Spokojnie misia –uspokoił mnie chwytając za dłoń i wskazując na krzesło, abym ponownie usiadła. –O mnie się martwić nie musisz. Jak widać wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku. Pozwól, że dokończę. Więc udałem się do twojego mieszkania. Drzwi były uchylone, więc wszedłem powoli do środka, uprzednio upewniając się czy nikogo tam nie ma. Kiedy przekroczyłem próg salonu, przy kanapie znalazłem ciało…

Grzesiek dalej opowiadał, a ja nie słuchałam, ponieważ nie dowierzałam w to co mówi. Wyobrażałam sobie tą scenę ze zmarłą Agnieszką leżącą u mnie w mieszkaniu. Na pewno tam już nie powrócę. Nie wspomnę nawet żebym tam ponownie zamieszkała. Co to, to nie. Wszystko, ale nie to.

-Ana, halo. Słuchasz mnie? –spytał, machając mi dłonią przed twarzą. –Ja wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale chciałaś wiedzieć. Myślałem, że pogodziłaś się już z jej śmiercią.

-Z tym nie da się nigdy pogodzić, Grzesiu –odparłam, beznamiętnie przypatrując się w widok za oknem.

-Przepraszam. Nie chciałem. Tylko proszę, nie płacz.

Brunet wstał, okrążył stół i uklęknął przede mną, chwytając moje dłonie, po czym po chwili odsunął krzesło, usiadł na nim i przyciągnął mnie do siebie. Nic nie mówiąc wtuliłam się w zagłębie jego szyi i zaciągnęłam się charakterystycznym dla niego zapachem.  Czułam się w jego ramionach bezpiecznie. Byłam niemal pewna, że będąc z nim, nic mi się nie stanie. Od bardzo dawna brakowało mi takiego wsparcia jakie bezwarunkowo siatkarz potrafił mi ofiarować.

-Dziękuje, że jesteś. Gdyby nie ty…

-Cii… -pogłaskał mnie po głowie, niczym kilkuletnią dziewczynkę. –Cała przyjemność po mojej stronie.

Do końca dnia postanowiliśmy nie wychodzić z domu. Chcieliśmy nadrobić ten czas od kiedy się nie widzieliśmy. W końcu mogłam nacieszyć się obecnością bruneta i próbuję chłonąć na zapas, bo wiem, że długo ten dzień nie potrwa. Kosa cały czas próbował odciągnąć mnie od złych myśli, a dokładniej od śmierci Agi. Wiedział, że wiele ona dla mnie znaczyła i bardzo przeżywam jej zejście na tamten świat. Zauważyłam, że mocno się starał, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo mam dowód na to, że zależy mu na mnie, a to niespotykane jak dotąd uczucie. Zrobiliśmy razem obiad, przy którym był ubaw po pachy i oczywiście pełno sprzątania, z którego Kosa niestety wywinął się tłumacząc, że koniecznie musi obejrzeć powtórkę meczu Skry i ZAKSY, aby „obczaić” taktykę kędzierzynian na zbliżający się mecz. Następnie wspólny seans z, jak zwykle, przesolonym popcornem, który skończył się w sypialni.

Kolejny dzień zapowiadał się samotnie spędzonym w opustoszałym mieszkaniu, ponieważ siatkarz udał się na poranny trening. Kosa był zdania, aby dla mojego bezpieczeństwa, pozostała jeszcze przez jakiś czas w mieszkaniu. Nie zamierzałam w ogóle się przeciwstawiać, ale byłabym pewniejsza, gdyby to Grzegorz pozostał w mieszkaniu razem ze mną, co było raczej nie możliwe do wykonania. Kariera zawodowego siatkarza do czegoś zobowiązuje. Martwi mnie również to, że będę musiała zostać sama przez kilka dni, gdyż Kosa wraz ze swą drużyną wyjeżdżają, aby rozegrać kolejne mecze w ramach PlayOff’ów do Kędzierzyna Koźla. Przyznam się szczerze, że nie chcę zostać tutaj sama. W razie potrzeby nie mam na kogo liczyć, ponieważ nie mam żadnych zaufanych znajomych. Jak dotąd była nią Agnieszka, a że sprawy potoczyły się, jak widać, nieszczęśliwie to nie mam do kogo zwrócić się o pomoc. Zastanawiała mnie również jedna rzecz. Z opowieści Agnieszki to wiem, że żadnej rodziny nie miała, tak jak ja, więc kto zapewni jej godny pochówek? Czułam się za nią odpowiedzialna i będę musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Tylko jest pewien problem. Jakim cudem mam załatwić wszystkie sprawy związane z pogrzebem nie ruszając się z domu? Nie wspomnę już o kwestiach finansowych, a nie mam odwagi, aby prosić Grześka o pożyczkę. Bogu dzięki, że odłożyłam coś na koncie na tzw. „czarną godzinę”. Jakiejś okrągłej sumy tam nie ma, ale lepsze to niż nic.

Nastała godzina trzynasta, a ja czekałam z gotowym obiadem na Kosoka. Martwiła mnie jego nieobecność, dlatego że powinien pojawić się dawno temu, a na dodatek nie odbiera telefonu. Ktoś mógłby przyznać, że popadam w paranoję, ale kolejny raz mam przeczucie, że dzieje się coś złego. Z doświadczenia wiem, iż moje przeczucia rzadko zawodzą. Zdenerwowana nieodbierającym telefonem bruneta przechadzałam się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca. Latająca mucha, nieschowane buty na korytarzu, czasopismo leżące na podłodze, każda drobnostka, detal strasznie mnie irytował. Nie mogąc usiedzieć w niepewności, postanowiłam poszukać Grześka. Miałam w głębokim poważaniu to czy Brudas mnie dorwie. Najważniejsze było dla mnie znalezienie siatkarza. Pierwszy punkt moich poszukiwań była hala Podpromie, więc wsiadłam w komunikację miejską. Docierając do Podpromia błyskawicznie pobiegłam na parking, ponieważ wiedziałam, że do hali mnie nie wpuszczą. Chciałam tylko sprawdzić czy na placu jest kosokowy samochód. Jak się okazało, samochód był. Moja pierwsza myśl to, że jest jeszcze na treningu, ale dziwnym trafem na parkingu znajdowały się tylko dwa samochody. Czerwona Kia i auto bruneta, więc trening musiał się już skończyć, inaczej byłoby więcej pojazdów. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie aktualnie mam szukać siatkarza. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę na ile znam mojego partnera. Nie znałam żadnych z jego znajomych, nie licząc Kasi i Pawła. Miejsca gdzie udaje się na piwo po treningu również nie. Co mam teraz zrobić? –ciągle chodziło mi po głowie. Szwendałam się po Rzeszowie zaglądając przez okno co rusz do jakiejkolwiek knajpy, z nadzieją, że to tam znajdę bruneta w towarzystwie swoich kolegów. W końcu wpadłam na pomysł, że może siatkarz udał się do mojego starego mieszkania, gdzie postanowiłam się udać. Po dwudziestu minutach drogi byłam na miejscu. Zmęczona po długiej drodze niepewnie otworzyłam drzwi do bloku, w którym kiedyś pomieszkiwałam. Ciągle będąc w niepewności ruszyłam na odpowiednie piętro. W porównaniu do ostatniej wizyty tutaj drzwi były zamknięte i zaklejone biało-niebieską taśmą z napisem „Policja”. Próbowałam nasłuchać jakiekolwiek głosy dochodzące z mojego mieszkania, lecz na nic. Jedyne co zdołałam usłyszeć to szczekanie psa od sąsiada obok. Miałam wiele wątpliwości co do tego, aby wejść do mieszkania, ale oznajmiłam sobie, że kto nie ryzykuje ten nie ma, więc ostrożnie i jak najciszej otworzyłam drzwi, które ku mojemu zdziwieniu były otwarte i bez pośpiechu weszłam do środka. Obawiałam się tego co tam zobaczę. Kałuże krwi, ślady walk, gwałtów. Przecież kilka dni temu przetrzymywano i zamordowano tutaj Agnieszkę. Stojąc nieruchomo w korytarzu nadsłuchiwałam jakiś szmerów i szeptów, aczkolwiek nic nie usłyszałam. Kiedy przekroczyłam próg kuchni połączonej z salonem nie dojrzałam nic co mogłoby przykuć moją uwagę. Oczywiście nic nie zmieniło się od ostatniego pobytu tutaj. O dziwo kałuż krwi nie było, ale nadal panował chaos. Przeszły mnie ciarki. I pomyśleć, że tu znaleziono Agę. Koło kanapy. Spojrzałam w tamto miejsce i na sam widok zachciało mi się płakać, mimo że nie było tam żadnych śladów. Ogarnęłam wzrokiem całe mieszkanie. W salonie leżało pełno porozrzucanych i podartych kartek. Czyli z moimi notatkami mogłam się pożegnać. Na dodatek obicie kanapy było miejscami wypalone od papierosów i celowo porozdzierane, najprawdopodobniej, nożem oraz wszystkie przedmioty, które stały na komodzie i na stoliku od telewizora były porozrzucane po podłodze. Zaciekawiła mnie ława, która była doszczętnie zniszczona. Na rogu stolika można było dojrzeć ślady krwi. Przerażona momentalnie cofnęłam się i z wrażenia zasłoniłam dłonią otwartą buzię. Widok czerwonej cieczy spowodował u mnie mdłości. Nawet nie chciałam myśleć do kogo może należeć krew.  Nie mogąc na to patrzeć udałam się do kuchni. Nie wyglądała nic lepiej co salon. Pomieszczenie sprawiało wrażenie jakby przeszło przez nie tornado. Szafki pootwierane, a ich zawartość znajdowała się potłuczona na podłodze. Firanka porozdzierana. Przerażał mnie ten widok, jednakże dostrzegłam pewien detal. Do kaloryfera były przypięte kajdanki. Nie miałam zamiaru analizować tego, jak się tam znalazły. Niespodziewanie usłyszałam czyjś jęk. W pierwszym momencie pomyślałam, że dochodzi on od sąsiadów, jednak po chwili ponownie usłyszałam dziwny odgłos. Tak, jakby dochodził on z sypialni. Z podłogi podniosłam najostrzejszy nóż jaki posiadałam i podążyłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Drzwi były ledwie uchylone, ale przez szparę zdołałam dojrzeć tylko biurko, które stało koło okna. Z trzęsącymi rękoma uchyliłam drzwi, które niemiłosiernie zaskrzypiały. Serce mi strasznie waliło, oddech drżał. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Oznaki mojej obecności można było usłyszeć nawet z łazienki przy zamkniętych drzwiach. Z nożem w ręku, gotowa na to aby biec, uciekać, krzyczeć, płakać, walczyć, wejrzałam do pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka nikogo tam nie można było zaleźć. Kolejny raz usłyszałam jęk, a więc ktoś w tym pokoju musi się znajdować. Już chciałam uciec, kiedy to za łóżkiem dostrzegłam leżącą postać.  Bez problemu poznałam, że to Grzesiek. Z przerażenia krzyknęłam i upuściłam ostre narzędzie na podłogę. Błyskawicznie znalazłam się przy Kosoku. Wyglądał strasznie. Był cały poturbowany, nie mógł się ruszyć. Twarz posiniaczona, na dłoniach, twarzy, ubraniu ślady krwi. Nie wiedziałam co mam zrobić.

-O Matko. Kto ci to zrobił? –spytałam przerażona tego jak wygląda i w mgnieniu oka zadzwoniłam pod 112.

-Uważaj –odparł po chwili, ledwie słyszalnie. –Tył.

Odwróciłam się, a za mną stał Brudas mierząc we mnie z pistoletu. Kopnął mnie w bark, powodując, że telefon wypadł mi z dłoni. Miałam wrażenie, że to ostatnie chwile mojego życia.

-Ty mała kurwo –wysyczał mój znienawidzony szef, cały czas mierząc we mnie pistoletem. – Myślałaś, że uciekniesz przede mną? Nic z tego. Podejmując się pracy u mnie powinnaś wiedzieć, że należysz już tylko do mnie i żadna marna siatkarzyna ci nie pomoże. On –wskazał kiwnięciem głowy na Grzegorza –już dostał za swoje. Agnieszka też już oberwała, jak z resztą słyszałaś. Nie była mi do niczego potrzebna, więc po co miała mi dłużej dupę truć? Teraz czas na ciebie.

Spojrzałam na Kosę. Był nieprzytomny (bynajmniej taką miałam nadzieję). Ujęłam dłońmi jego twarz i mocno pocałowałam. Poczułam smak krwi, która delikatnie sączyła się z wargi. Zarost, który aż prosił się o zgolenie, delikatnie pokuł moje policzka.

-Kocham cię –wyszeptałam ledwie słyszalnie, ponieważ głos zaczął mi się łamać –i przepraszam.

Ułożyłam głowę na klatce piersiowej Kosoka i wtedy rozkleiłam się na dobre. Szlochałam i zarazem odmawiałam wszystkie modlitwy, które przychodziły mi na myśl. Byłam pewna, że nie wyjdę już z tego cało. Jeśli umrzeć to tylko przy nim.On poświęcił dla mnie tak wiele, więc chociaż to mogłam zrobić.

-Tak, tak. Słodkie to, ale i tak w niczym ci to nie pomoże –odparł Brudas z wyraźną drwiną w głosie. –Pożegnaj się ze swoim chłopaczkiem. Więcej go nie zobaczysz.

I wtedy usłyszałam strzał, a po chwili kolejny. 



Cześć wszystkim! Epizod miał pojawić się w ten weekend, ale jakoś nie mogłam znaleźć czasu, aby skorzystać z komputera i dodać rozdział. No cóż. Tak jakoś wyszło.

Jakość rozdziału nie zachwyca. Jakoś na samym początku kolejne epizody pisało mi się bardzo przyjemnie i w miarę mi się podobało. Nie mam zielonego pojęcia co się ze mną dzieje.

Nie mam ani siły ani weny, aby coś jeszcze tutaj napisać, więc to chyba na tyle.

Czyli z tym poniższym zestawem rozpoczynamy wakacje. Super, nie?

Pozdrawiam i do następnego! :* 

piątek, 20 czerwca 2014

Epizod 10.




-Agnieszka? –spytałam nie wierząc w to co usłyszałam.

Świat zawalił mi się na głowę. Moja Agniesia nie żyje? Moja jedyna przyjaciółka?

-Czyli ją znasz? –spytał siatkarz.

-I to bardzo dobrze. To jest… Była moja przyjaciółka. Nie wierzę. –Pokręciłam głową niedowierzając.

Człowiek kiedy dowie się o jakiejś katastrofie, tak jak ja o śmierci Agi to początkowo w to nie wierzy. „Przecież jak? Niedawno z nią rozmawiałam. Miała się dobrze, a teraz?” W ogóle nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Po prostu chciałabym cofnąć czas i jej również zapewnić bezpieczeństwo. Była dla mnie jak siostra. Stanowiła w moim życiu bardzo ważną część. Nie ma jej = zniknęła cząstka mnie. Z Agnieszką byłyśmy bardzo zżyte i dzięki niej przetrwałam tak długo w tej pracy, wytrzymałam szmat czasu. Teraz nie żyje, więc co za tym idzie? Wracam do Rzeszowa. Nie chcę, aby było jeszcze więcej strat w ludziach, tylko i wyłącznie z mojego powodu. Nie daj Boże, aby Grzesikowi coś się stało. Jeśli Brudek chce mnie, to dostanie. Nie będę ukrywać się tutaj dłużej jak tchórz. Postanowiłam poinformować o mojej decyzji Kosoka. Chyba nie muszę mówić, że zadowolony to on nie był?

-Nie ma mowy! Nie wrócisz tutaj! Zostajesz we Włoszech i koniec. Ja tego dopilnuję i bez dyskusji –zakończył stanowczo siatkarz.

-Kosa, ja nie jestem małym dzieckiem, które trzeba kontrolować i zapewniać ochronę na każdym kroku. To są moje problemy i sama je rozwiążę.

-Nie, Ana. To są nasze problemy. Nie zapomniałaś czasem, że od jakiegoś czasu jesteśmy razem? Każde twoje dylematy, troski, kłopoty są również moimi? Nie wrócisz tu. Mówię stanowczo nie.

Zdenerwowałam się i to bardzo poważnie. Chyba nie pierwszy raz tego dnia.

-Nie rozumiesz tego, że jeśli nie wrócę do Rzeszowa to Brudas będzie robił wszystko, aby mnie dostać? On jest mocno wkurzony i chce mnie znaleźć jak najprędzej. Nie mogą być kolejne starty w ludziach, a on jest do tego zdolny. Wiedział, że z Agnieszką jestem bardzo związana i będzie robił krzywdę bliskim mi osobom. Głównie chodzi tu o ciebie, bo rodziny nie mam. Teraz ciebie będzie miał na celu, bo wtedy już na sto procent wrócę do Rzeszowa, a nie mogę dopuścić do tego, aby zrobił ci krzywdę.

-Czasem mam wrażenie, że w ogóle cię nie znam. Ten cały twój szef wiedział, że z tą Agnieszką jesteś związana, a ja o tym nie miałem zielonego pojęcia. Przecież nie jesteśmy razem od wczoraj. Czemu mi nie powiedziałaś o tym? Dowiaduję się coraz to nowych rzeczy o tobie i zaczyna mnie to przerażać. Może masz dla mnie jakieś inne nowości, którymi mnie zadziwisz?

-Boże, Grzesiek, przestań! -zbulwersowałam się. -Nie mamy czasu teraz na kłótnie. Schodzisz zupełnie na inny temat. Nie na to teraz pora, rozumiesz? Nie mogę dopuścić, aby Brudas poderżnął ci gardło!

-Pff –prychnął. –Jakim cudem Brudas mnie zabije, jeśli nawet nie wie, że my się znamy?

-Ale może się dowiedzieć. Ty naprawdę nie wiesz do czego on jest zdolny i jakie ma swoje źródła. Już tak nie cwaniakuj. Wracam jutro do Rzeszowa. Możesz się mnie spodziewać –ucięłam rozmowę stanowczo.

-Ana, proszę cię. Nie rób tego. Zostań tam, we Włoszech. Źle ci u Pawła i Kasi? –spytał bezradnie niczym mały chłopczyk. Najwyraźniej łamie się, a to dobra oznaka.

-Nie. Tu jest cudownie, ale bez ciebie to nie to samo. –stwierdziłam smutno. –Wolałabym abyś był tu przy mnie.

-Wiesz, że to niemożliwe?

-Wiem –przyznałam. –Dlatego wracam. Jutro zamówię bilet lotniczy i przylecę.

-Ana… -zajęczał bezradnie.

-Podjęłam już decyzję. Najpóźniej wieczorem będę w domu. Rano jeszcze do ciebie zadzwonię i porozmawiamy. Teraz idź spać.

Pożegnałam się z Grzegorzem i rozłączyłam. Aby już dłużej nie martwić Kasi i Pawła powiadomiłam ich o mojej rozmowie z siatkarzem i decyzji, którą kilka minut temu, podjęłam. Na zadowolonych nie wyglądali, ale drzwi raczej nie zabarykadują tuż przed moim wyjazdem. Te kilka godzin męki dało się wyraźnie we znaki i dopiero teraz poczułam jaka jestem zmęczona, wtedy gdy emocje już opadły, pozornie. Migiem zwinęłam się do swojego pokoju i po przebraniu w piżamę, wślizgnęłam się pod kołdrę. Późne pory, właśnie takie jak teraz, sprzyjają rozmyślaniom (bynajmniej u mnie) i zaczęłam analizować całą rozmowę z Kosokiem. Zastanawiało mnie dlaczego był na komisariacie. Nie wspomniał nic o tej kwestii podczas naszej rozmowy. Dobra, spytam się jutro, gdy wrócę do Rzeszowa. Agnieszka! Przecież ona nie żyje! Dlaczego? Czym zawiniła? Nie daje mi to spokoju. Jakoś nie potrafię przyjąć sobie tego do wiadomości. Kiedy powoli zaczęło do mnie docierać znaczenie tych słów, rozpłakałam się. Nienawidzę siebie. Nienawidzę Brudka. Nienawidzę jego całej ekipy, za to co zrobili Agnieszce. Ona nic nie zrobiła. Myślałam, że zostawiając ją w niewiedzy o moim pobycie, uchronię ją od niepotrzebnego niebezpieczeństwa. Niestety na nic. Straciłam bardzo mi bliską osobę. Czuję jakbym to ja ją zabiła. Nie wybaczę sobie tego do końca życia. I do czego to wszystko sprowadziło? Cały ten mój przyjazd z Gdańska do Rzeszowa? Myślałam, że to tu ułożę sobie życie na nowo i uda oderwać mi się od felernych wspomnień. Obiecałam sobie, że zaczynam nowy rozdział w życiu i spróbuję żyć jak normalny, pospolity obywatel, a jak się skończyło? Zaczęło się niewinne. Zostałam tancerką w klubie nocnym (niby nic nie normalnego), następnie gwałt, gdzie moim wybawcom był Grzegorz (chociaż jeden plus całej tej sytuacji), nasze przypadkowe spotkania. Mimo wszystko dziękuję w duchu Bogu za to, że na mojej drodze pojawił się Kosok. Nie wiem co byłoby ze mną gdyby nie on. Może skończyłabym tak jak matka? Mówią – „jaka matka taka córka”. Nie w tym przypadku. Pod wpływem siatkarza bardzo się zmieniłam. I kilka osób z mojego otoczenia zauważyło to. Z kolei brutalna rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemię i Kosok poznał moją tajemnicę. Jestem dziwką. Bardzo zraniły mnie wtedy jego słowa oraz zachowanie. Na całe szczęście wyjaśniliśmy sobie wszystko, zrozumiał moje postępowanie i jakoś to się ułożyło. Do czasu, kiedy to przestałam chodzić do pracy. To miało być ostateczne zakończenie „kariery” prostytutki. Zmasakrowane mieszkanie, gonitwa po Rzeszowie, później ten wyjazd do Włoch, który tylko pogorszył całą tą sytuację. Byłam niemal pewna, że za szybko nie uwolnię się od znienawidzonego szefa. Dzięki mnie i innym dziewczynom klub odnosił zyski. Gdyby moją ucieczkę puścił płazem, to inne pracownice szłyby w moje ślady, a do tego szef nie mógł dopuścić. Mimo, że jestem tak daleko od Rzeszowa i Brudasa, to sprawił mi ogromny ból i on jest tego świadomy. Gra na moich uczuciach, prowokując mnie, abym wróciła. I udaje mu się to. Brudas jest naprawdę dobrym krętaczem i potrafi z każdej sytuacji wyjść zwycięsko. Wiem, że się powtarzam, ale przecież Agnieszka niczemu nie zawiniła, więc czemu ona? Żyła, chodziła do „pracy”, nikomu w niczym nie przeszkadzała. Ta sytuacja do końca życia będzie za mną chodzić i nie wiadomo co bym zrobiła, jak zmieniła siebie i swoje życie to i tak nie da mi to spokoju. Ponoć człowiek uczy się na własnych błędach. U mnie te błędy dużo kosztowały nie tylko mnie, ale również moich bliskich.

***

Po południu miałam lot powrotny docelowo do Rzeszowa. Miałam akurat to szczęście i nie musiałam mieć żadnych przesiadek. Na mojej twarzy pozostały  wyraźne oznaki wczorajszej nocy i niestety nie udało się zamaskować tego, chociażby makijażem. Po nocnych przemyśleniach postanowiłam obchodzić żałobę, więc w moim stroju przeważały ciemne kolory. Mimo moich protestów Paweł z Kasią odwieźli mnie na lotnisko, dzięki czemu nie musiałam tłuc się tutejszą koleją. Byłam im za to bardzo wdzięczna, ponieważ nie miałam głowy, aby teraz martwić się o to jak dotrzeć na lotnisko.

-Dziękuję za to schronienie, które daliście mi przez ten dość długi czas. Bardzo mi pomogliście. W zamian za waszą gościnę zapraszamy wraz z Grześkiem do Rzeszowa. Będzie nam bardzo miło was gościć w naszych skromnych progach –spróbowałam się uśmiechnąć, aby nadać mojej wypowiedzi choć trochę optymizmu.

-To nam było miło ciebie gościć –odezwała się Kasia. –Na pewno przyjedziemy w odwiedziny. Może w wakacje, co nie Paweł? –spytała, zarazem przytulając się do boku wysokiego mężczyzny. Trzeba przyznać, tworzą razem piękną parę.

-Pewnie –odparł mężczyzna. –Miło będzie spotkać się ponownie z Grześkiem tak twarzą w twarz. Rozmowy telefoniczne to nie to samo.  Z resztą, sama wiesz co mam na myśli.

Przytaknęłam.

-To trzymaj się tam –przytuliła mnie na pożegnanie drobna brunetka, jednocześnie odrywając się od swojego partnera. –Będę tęsknić za naszymi pogaduchami. Wiem, że znamy się dosyć krótko, ale porządna z ciebie babka.

-Więc właśnie –zgodził się z wypowiedziom Kasi. –Miłego lotu –uśmiechnął się, przez co zrobiło mi się ciepło na serduszku.

Pomachałam im na pożegnanie i udałam się na odprawę. Po około półtorej godziny dryfowałam już razem z innymi pasażerami, w przestworzach. Aby umilić sobie czas, wyciągnęłam słuchawki oraz iPoda i próbowałam choć trochę odespać uprzednią noc.

W porównaniu z lotem na linii Polska – Włochy to z powrotem cała podróż przebiegła mi w mgnieniu oka. Nim się obejrzałam, a już byliśmy nad rzeszowską Jasionką. Kiedy to już twardo stąpałam po ziemi, wykonałam telefon do Kosoka. Usłyszałam, że już jest w drodze. Całe szczęście, ponieważ nie mam sił długo czekać na jego przybycie. Jedyne co to marzę o ciepłym prysznicu i mięciutkim łóżeczku. Niewiele myśląc odebrałam swoje bagaże i usiadłam na jednej z ławeczek, oczekując przybycia Kosoka. Z nudów wyciągnęłam telefon i zaczęłam usuwać niepotrzebne pliki, aby zrobić porządek w urządzeniu mobilnym. Niespodziewanie ktoś lekko poklepał mnie po ramieniu. Przestraszona i pełna obaw odwróciłam się, myśląc, że to ktoś kogo nie chciałabym widzieć w najbliższym czasie, a najlepiej w ogóle. Tuż przed moją twarzą znajdował się bukiet czerwonych róż, a za nim ,ku mojej uciesze, Kosok.

-Grzesiu! –krzyknęłam, po czym błyskawicznie wstałam i rzuciłam się w ramiona wysokiego bruneta. –Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam.

-Ja też myszko.

Musnęłam ustami jego kłujący policzek i odsunęłam się, aby spojrzeć jak prezentuje się mój luby po tak długiej mojej nieobecności.

-Chłopcze –jęknęłam. –Jak ty wyglądasz?

-Cii… Nieważne. Proszę. To dla ciebie. –Wysunął przed siebie bukiet kwiatów i wręczył mi go.

-Dziękuję. Nie trzeba było.

-Trzeba, trzeba. Raz po raz mogę zrobić ci miłą niespodziankę, tym bardziej, że dawno się nie widzieliśmy –uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, który jest zarezerwowany tylko dla mnie. –Widzę, że jesteś zmęczona. Chodź. –Przygarnął mnie do siebie ramieniem. –Pojedziemy do domu.

Kosok wziął moją walizkę, ja swoją torebkę i skierowaliśmy się w stronę kosokowego samochodu.

-Nie przestraszę się tego widoku? Nie wyhodowałeś w mieszkaniu nowego życia? –zaśmiałam się.

-Nie przesadzaj –oburzył się. –Mieszkałem już przez jakiś czas sam i dawałem radę. Już nie rób ze mnie takiego lenia, który nie umie zadbać o siebie.

-Przecież żartowałam. Po za tym to mógłbyś się w końcu ogolić –pogłaskałam bruneta policzek na potwierdzenie moich słów. –Z tego co wiem to Movember obchodzicie w listopadzie.

-Nie stać mnie na żyletki –zironizował Kosok i na tym nasza rozmowa się skończyła, gdyż wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę mieszkania.

Kiedy razem z Grzegorzem przekroczyłam próg, gdzie powitał mnie miły zapach męskich perfum połączonych z odświeżaczem powietrza odetchnęłam z ulgą. Niewiele myśląc ruszyłam prosto w stronę łazienki, aby wziąć w końcu ten wymarzony prysznic, a następnie udać się w błogi sen. Stwierdziłam, że później porozmawiam z siatkarzem. Teraz po prostu nie mam na to siły.




Kurcze no, weźcie mnie jakoś zmotywujcie do pisania, bo teraz czas jest, a chęci czy weny nie ma. Również krytyka mile widziana. Pod ostatnim postem narzekałam na brak czasu, gdzie chęci były, a teraz? To jest dopiero paradoks. 

Wiem, że u niektórych z Was mam zaległości. Już niedługo postaram się wszystko nadrobić. 

Dziś kolejne starcie naszych siatkarzy z tzw. "Kanarkami". Ja obowiązkowo zasiadam przed telewizorem i będę kibicować biało-czerwonym. Jak myślicie, czy pierwszy mecz rozegrany na krakowskiej hali będzie udany? Jaki wynik obstawiacie? ;)

Pozdrawiam cieplutko i zachęcam wszystkich do kibicowania nie tylko dzisiaj, ale również w niedzielę. ^_^

Ps. Czyta ktoś to jeszcze?