poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Epizod 7.




-A co z moją propozycją. Zrobisz to dla mnie? –spytał z nadzieją w głosie, ciągle tuląc mnie do siebie.

W mojej głowie kotłowało się tysiące myśli. Jak miałam odejść z pracy? Znienawidzony szef na to nie pozwoli. Nie ważne czy uciekłabym nawet na Syberię. On i tak mnie znajdzie. Po co pakowałam się w to gówno? Jeden głupi krok, który popełniłam jakiś czas temu, a tyle szkód.

-Grzesiu –oderwałam się od niego. –To nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać –wzięłam łyk wody mineralnej ze szklanki, która stała obok mnie i spuściłam wzrok.

-Ana. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? –pogłaskał mnie po policzku.

-Tak, tak. Wiem. Tylko, że ja nie wiem jak mam to zrobić. Jak mam rzucić tą pracę. To nie jest robota jak każda inna. Tu są inne zasady.

-A może ty po prostu nie chcesz rzucić tej pracy? Bynajmniej odnoszę takie wrażenie –spojrzał na mnie sceptycznie.

-Nie! –natychmiastowo zaprzeczyłam. –Ja nie chcę już pracować dla Brudasa. Chodzi o to, że on za żadne skarby nie puści mnie wolnej. Rozumiesz? On nie da mi spokoju. Boże… -schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.

-Ej –brunet uniósł mój podbródek wskazującym palcem i otarł samotnie spływającą łzę po zaróżowionym licu. –Damy sobie radę. Jutro już tam nie pójdziesz. Ba, nawet nigdy nie będziesz musiała oglądać tamtych klubowych ścian.

Grzesiek przysunął się do mnie i zamknął w żelaznym uścisku. Brunet napełnił mnie nadzieją. Nadzieją na lepsze jutro. Teraz wiem, że muszę zawalczyć o swoją wolność. Nie pozwolę, aby Brudas pomiatał mną, jak robił to do tej pory. Nie dam się zastraszyć. Wreszcie będę czuć, że żyję. W końcu mam dla kogo walczyć. Jestem przekonana, że uda mi się przezwyciężyć natrętnego szefa. Jeśli nie, jestem pewna, że Grzegorz mi w tym pomoże. Przecież, wiem, że mam dla kogo żyć i zapewne Bóg dał mi jakąś misję do spełnienia na tej ziemi. Wreszcie zrozumiałam, że mój żywot ma sens. Jestem tego stuprocentowo pewna.


Jak Grzegorz powiedział, tak też się stało. Następnego dnia nie udałam się do przysłowiowej pracy. Dla pewności i mojego bezpieczeństwa, razem z siatkarzem, postanowiliśmy, że przeprowadzę się do niego, jeszcze tego wieczora. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze przybory, ponieważ przewożenie wszystkich moich rzeczy zajęło by mnóstwo czasu. Stwierdziliśmy, że resztą zajmiemy się później. Aby wyeliminować do zera jakiekolwiek kontakty z towarzystwem z klubu, zmieniłam numer telefonu. Nawet teraz nie miałam kontaktu z Agnieszką. Tak będzie lepiej dla mnie i dla niej.

Mijały dni i wszystko było okej. Żadni goryle Brudasa nie „odwiedzili” mnie w mieszkaniu Grześka. Chociaż skąd mieliby wiedzieć gdzie mnie szukać? W końcu nie rozmawiałam z nikim, poza Grzesiem, od wyprowadzki i wprowadzenia generalnych zmian w moim życiu. Nawet nie wychodziłam nigdzie z domu, co robiło się nudne i czułam się jak w więzieniu. Dzięki Bogu miałam przy sobie Grzegorza, który każdego dnia budził mnie promiennym uśmiechem oraz buziakiem w policzek i dodawał otuchy na kolejne, samotne godziny w nudnych, czterech ścianach. Dopiero teraz poczułam jak tak naprawdę czuje się szczęśliwa osoba. Poczułam się kochana. Niesamowite uczucie. Każda czynność robiona wspólnie z Kosą dawała mi tyle radości. Robienie dla niego śniadania, po czym wspólne zjedzenie jej, wspólny obiad, kolacja, wieczorny seans z miską przesolonego popcornu. Nawet robienie prania czy sprzątanie nigdy nie dawało mi tyle uciechy i satysfakcji. Może to dlatego, że nie robię tego tylko dla samej siebie? Nieważne. Jestem w szoku jak miłość potrafi zmienić człowieka. Niewiarygodne.

Po tygodniu postanowiłam odwiedzić swoje mieszkanie. Chciałam wziąć swoje notatki oraz kilka innych rzeczy, aby w tym wolnym czasie, który spędzałam u Grześka, pouczyć się, wykorzystać ten czas jakoś racjonalnie, a nie tylko na siedzeniu przed telewizorem lub korzystaniem z innych technik nowej generacji typu laptop. Wyszłam z bloku uważnie rozglądając się, czy aby nikt mnie nie śledzi. Będąc pewna, że wszystko jest w porządku udałam się na najbliższy przystanek tramwajowy, aby dostać się do starego mieszkania. Zakapturzona weszłam do odpowiedniego tramwaju i razem z innymi pasażerami ruszyliśmy w drogę. Upewniając się, że jestem na właściwym przystanku wyszłam z pojazdu i ruszyłam w stronę dobrze znanego mi miejsca. Będąc tuż przy drzwiach starego bloku nacisnęłam klamkę od drzwi i ruszyłam na swoje piętro. Dochodząc wyciągnęłam klucze z kieszeni kurtki i chciałam włożyć jeden z nich do zamka, lecz szybko zorientowałam się, że zamek jest wyłamany, powodując, że drzwi są otwarte. Delikatnie, starając się nie robić hałasu, otwarłam drzwi, a z wnętrza mieszkania doszły do mnie czyjeś, męskie głosy. Bez problemu poznałam, że to głos znienawidzonego szefa i jego obstawy. W korytarzu wszystko było poprzewracane, jakby przeszło przez nie tornado. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać co jest w salonie lub sypialni. Przerażona, w mgnieniu oka, wybiegłam z mieszkania. Niestety, najwyraźniej zrobiłam to za głośno, gdyż usłyszałam za sobą bieg i sapanie mężczyzn. Nie trudno się domyślić, że to goryle Brudasa. Z nerwów nie mogłam otworzyć drzwi wyjściowych i wyrośnięci mężczyźni prawie mnie złapali, ale w ostatniej chwili drzwi stanęły przede mną otworem. Biegłam przed siebie na oślep. Przewracałam ludzi na chodnikach. Nawet niechcący przewróciłam starszą panią, lecz nie miałam czasu, aby przeprosić i pomóc jej wstać. W końcu goniła mnie dwójka wyrośniętych facetów. Nie chciałam myśleć co by się stało gdyby mnie złapali. Dziś ruch w Rzeszowie był wyjątkowo duży, co sprzyjało mi, ponieważ mężczyźni chociaż na kilka sekund tracili mnie z oczu. Kiedy byłam pewna, że mnie nie widzą schowałam się za dużym kontenerem na śmieci i przeczekałam aż przebiegną dobry kawałek. Po kilku sekundach mignęły mi ich sylwetki i odetchnęłam z ulgą. Udało mi się uciec. Mało brakowało, a złapali by mnie i zapewne oddali w ręce Brudasa, a wtedy byłoby źle, a nawet tragicznie. Czułam, że na twarzy jestem czerwona i spływają po mnie krople potu, serce waliło mi jak oszalałe z wysiłku oraz emocji, nie mogłam uspokoić oddechu. Chyba jeszcze nigdy nie przebiegłam tak długiego dystansu sprintem. Byłam z siebie strasznie dumna. Z radości popłakałam się. Kołatało mną tyle emocji, jak nigdy dotąd. Niespodzianie usłyszałam męski głos.

-Wszystko w porządku? Jest pani cała czerwona. Dobrze się pani czuje? –zapytał się młody, około dwudziestokilkuletni mężczyzna. Wydawał się sympatyczny. Z pewnością nie było to żaden z ochroniarzy byłego szefa, ale mocno mnie przestraszył.

-Tak, tak. Już jest dobrze. Dziękuję.

-Przepraszam, że jestem taki natrętny, ale nie gonił ktoś pani? Biegła pani naprawdę bardzo szybko.

-Nie –zaśmiałam się sztucznie. –Po prostu zrobiłam sobie test wytrzymałościowy. Byłam ciekawa ile przebiegnę. Dziękuję za troskę, ale muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję bardzo. Do widzenia.

Spojrzałam na zegarek, który widniał na nadgarstku. Grzesiek powinien być już w domu. Przyklepałam trochę włosy i biegiem ruszyłam w stronę mieszkania Kosoka. Kiedy przekręciłam zamek w drzwiach, powodując zablokowanie drzwi, odetchnęłam z ulgą. Weszłam w głąb mieszkania i rozejrzałam się. Żadnych oznak obecności Kosy. Rozebrałam się i poszłam pod prysznic. Od tego wysiłku całe moje ubranie było przepocone. Kiedy wyszłam spod prysznica czułam się jak nowo narodzona. W świeżych i czystych ubraniach udałam się do kuchni i wypiłam duży łyk wody mineralnej prosto z butelki. Dopiero teraz, gdy emocje opadły, poczułam jaka jestem spragniona i głodna. Postanowiłam coś przyrządzić. Brunet zapewne również będzie głodny, kiedy wróci po treningu. Podczas, gdy kroiłam cebulę do spaghetti usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka  i trzask zamykanych drzwi. W podświadomości uśmiechnęłam się do siebie, ponieważ to miłe uczucie, kiedy wiesz, że jednak nie jesteś sama w mieszkaniu, ale również, że nie jesteś samotna z swoimi problemami. Wiesz, że zawsze możesz na kogoś liczyć. Doszedł do mnie dźwięk rzucanej torby na płytki oraz trzask butów również rzucanych na podłogę. W mgnieniu oka w kuchni znalazł się Kosok. Nie był uśmiechnięty jak zwykle. Teraz był wyraźnie zmartwiony, albo zdenerwowany…  A może jedno i drugie? Trudno mi określić.

-Cześć –odezwałam się, odrywając się od krojenia cebuli.

Kosa bez odzewu usiadł przy stole i złożył ręce na blacie. Wyczuwam problem.

-Mamy bardzo poważny problem –powiedział z morderczą powagą.

Czyli moje przypuszczenia potwierdziły się.

-Co się stało? –wrzuciłam cebulę do naczynia z rozpuszczoną margaryną i zaczęłam mieszać na wolnym ogniu.

-Usiądź. To jest bardzo ważne. No siadaj w końcu! –krzyknął, co nieźle mnie przestraszyło. Posłusznie wyłączyłam przyrządzaną potrawę i usiadłam potulnie przed nim, przy stole.

-Mam się bać? –spytałam niepewnie.

-Przed wejściem do bloku jakiś facet spytał się mnie czy tutaj mieszka Anastazja Nowaczyk. Powiedziałem, że nie. Wyczuwam, że to sprawka tego całego twojego szefa. Coś musimy z tym zrobić… Ale skąd dowiedział się, że ty tu gdzieś przebywasz. Przecież nigdzie nie wychodzisz, nie? –spojrzał na mnie wątpliwym wzrokiem. Kiedy nie usłyszał ode mnie odpowiedzi ponowił pytanie. –Nie wychodzisz nigdzie, tak? Powiedz, że tak.

-No właśnie w tym rzecz –zaczęłam niepewnie –bo dzisiaj byłam u siebie w mieszkaniu –spuściłam wzrok.

Moje dłonie wydawały się dziwnie ciekawe. Zapomniałam powiedzieć mu, że postanowiłam wyjść z mieszkania. Ups.

-Chyba sobie żartujesz?! –uderzył z całej siły pięścią w stół. –Jak się umawialiśmy? Rozmawialiśmy przecież, że nie masz nigdzie wychodzić! Dla twojego bezpieczeństwa. Ku*wa! –jeszcze raz walnął pięścią w stół i podszedł do okna. –Po co poszłaś do tego mieszkania? –spytał już o wiele spokojniej.

-Chciałam wziąć swoje notatki, aby się trochę pouczyć i kilka innych rzeczy –odparłam ledwo słyszalnym głosem, na co Kosa pokiwał niedowierzająco głową. –Ale to nie wszystko. Moje mieszkanie jest całe poturbowane. Zamki wyłamane, kompletny bałagan. Na dodatek w środku był Brudas z swoją obstawą.

Grzegorz spojrzał na mnie przerażonym oraz wściekłym wzrokiem.

-Powiedz, że nie zauważyli cię. Nie zauważyli cię, prawda?

-Usłyszeli chyba jak otwieram drzwi. Nie wiem. Później mnie gonili przez pół miasta, ale cudem zgubiłam ich.

-No to zajebiście. Super. Ciekawe co teraz zrobimy, hm?

Czułam się źle. Dopiero teraz zrozumiałam, że był to fatalny pomysł. Po co mnie ciągnęło do tego mieszkania? Jaka ja byłam głupia! Teraz biję się w pierś za to co zrobiłam. Mogłam skończyć marnie. Nawet nie może do mnie dotrzeć co byłoby, gdyby goryle Bródka złapali mnie.  Na samą myśl płakać mi się chcę. Co teraz zrobię? Nie. Co teraz my zrobimy? W końcu teraz jesteśmy w tym bagnie razem. Rzuciłam okiem na bruneta. Wyraźnie bił się z myślami. Na twarzy miał wręcz wypisane, że prowadzi wewnętrzny monolog. Czułam się winna za całą tą sytuację.

-Musisz stąd wyjechać –odezwał się po chwili Kosa, nie odrywając wzroku z obrazu zza okna. –Najlepiej gdzieś daleko. Nawet za granice. On cię tu znajdzie i nawet nie chcę myśleć co ci zrobi.

-Ale gdzie mam wyjechać? Nawet nie mam pieniędzy. Czuję, że jestem jednym wielkim ciężarem dla ciebie. Ja tak nie chcę –powiedziałam łamiącym głosem.

-Co ty wygadujesz? –podszedł i ukucnął koło mojego krzesła. –Nie jesteś dla mnie żadnym ciężarem. Kocham cię i postaram się zrobić wszystko abyś była bezpieczna. Ja wyjechać nie mogę, więc ty wyjedziesz. O pieniądze się nie martw. –Ujął moje dłonie i pocałował każdy palec po kolei.

-Gdzie mam wyjechać? –spytałam całkiem bezradna i bez pomysłu na chociażby dalsze kilka godzin.

-Więc właśnie –błyskawicznie wstał i przechadzał się po kuchni rozmyślając nad problemem. Po ładnych, kilku minutach krzyknął. –Wiem! Polecisz do Włoch!



A więc witam Was wszystkie, moje drogie Panie z powrotem. Możecie mnie ubiczować czy cokolwiek chcecie. Wiem zawiodłam. Epizod miał być już ładnych kilka tygodni temu, ale dopiero dzisiaj znalazłam chwilę wolnego i coś naskrobałam. Klawiatura wręcz do mnie przemawiała, a Word sam się otwierał i wołał "napisz w końcu ten rozdział". Postaram się teraz regularnie dodawać rozdziały. Jako rekompensata kolejny możliwe, że pojawi się w niedzielę, ale nie obiecuję. ;)

Przepraszam za każdy możliwy błąd, ale nie mam już siły sprawdzać tego powyżej. 

Pod poprzednim postem pytałam się Was czy już ma być epilog. Jak wspominałam to była tylko propozycja i postanowiłam, że jeszcze Was trochę pomęczę. ;p

Dostałam nominację do Liebster Award od sen sie i malutki.rudzielec. Dziewczyny, dziękuję bardzo za nominację. Jest to dla mnie wielki zaszczyt, wyróżnienie oraz dowód na to, że ktoś docenia to co tutaj wypisuję. Zapewne zauważyliście, że ostatnio nie mam czasu na pisanie rozdziałów, a co dopiero na czytanie innych blogów, więc nie nominuję nikogo, ale na pytania odpowiem. ;)

Pytanie od sen sie:
 1.Ile masz lat?
Mam 17 lat.
 
2.Czym się interesujesz?
Głównie to siatkówka, ale również gram na gitarze oraz bardzo lubię czytać książki, głównie fantastyka. 

3.Jaki jest Twój ulubiony zespół?
Konkretnego ulubionego zespołu nie mam. Trudno ograniczyć mi się do jednego wykonawcy, ale słucham Marinę and the Diamonds, Imagine Dragons, One Republic, Hurts, Alexa i Sierrę (mimo że nie mają jeszcze żadnych swoich piosenek, ale ich covery powalają na kolana) i wiele, wiele innych.
 
4.Od jak dawna prowadzisz bloga?
Już z jakiś rok? Dokładnie nie wiem.

5.Jaki jest twój ulubiony sport?
Głównie siatkówka, ale również lubię grać w piłkę ręczną.

6.Byłaś już zakochana?
Takiej prawdziwej miłości jeszcze nie przeżyłam. Tylko zwykłe zauroczenia, które szybko mijały. Teraz staram skupić się na szkole. 

7.Co Cię najbardziej denerwuje we współczesnym świecie?
Polityka.

8.Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
Również trudno ograniczyć mi się do jednej potrawy, ale bardzo lubię naleśniki mojej mamy.

9.Jaka jest Twoja ulubiona książka?
O mamusiu. Trudno mi powiedzieć, ale chyba bardzo polubiłam trylogię "Ja, diablicja", "Ja, anielica", "Ja, potępiona" Katarzyny Miszczuk. 

10.Jaki jest Twój ulubiony film?
Zdecydowanie "Nad życie". Oglądałam go w niedzielę i ryczałam jak bóbr. ;p

11.Dlaczego zaczęłaś swoją przygodę z pisaniem?
Dokładnie nie wiem, ale przypominam sobie, że byłam kiedyś chora i tak od niechcenia zaczęłam coś pisać i tak zostało mi do teraz.

Pytania od malutki.rudzielec:

 1. Jaki inny sport poza siatkówką?
Jak już wspominałam piłka ręczna.

2. Ulubiony siatkarz/siatkarka?
Nie mam ulubionego siatkarza/siatkarki. Uwielbiam wszystkich, bo wiem, że dają dużo pracy i wysiłku w to co kochają, a to się ceni.

3. Kto i dlaczego jest Twoim autorytetem?
Tak szczerze? Nie mam autorytetu. Nie chcę wymieniać tysiąc nazwisk, które zasługują na miano bycia kogoś autorytetem. Po prostu nie chcę Was okłamywać.

4. Jakiemu klubowi kibicujesz?
Asseco Resovia Rzeszów. <3

5. Jakiej muzyki słuchasz?
Wspominałam powyżej.

6. Stephan Antiga, Andrea Anastasi czy Daniel Castellani?
Andrea Anastasi oraz Daniel Castellani zrobili bardzo dużo dla reprezentacji, aby zdobywała sukcesy, medale. Włożyli w tę pracę kawał serducha i za to ich kochamy, czyż nie? Nie jestem w stanie wybrać, który jest moim ulubionym. A Stephan Antiga na pewno zrobi wszystko, aby pomóc naszym chłopakom i zapewne będzie wspierał ich w ciężkiej pracy, by ona nadal miała sens.

7. Podoba Ci się wybór 26 naszego nowego szkoleniowca?
Odpowiada mi, ale trochę mi smutno, bo nie ma Kuby Jarosza, a bardzo lubię tego siatkarza. Lecz taka jest koncepcja trenera i jestem w stu procentach pewna, że ma jakąś wizję naszej drużyny narodowej. 

8. Piosenka która najbardziej kojarzy Ci się z siatkówką?
"Pieśń o małym rycerzu"

9. Byłaś na jakimś  meczu?
Tak. Jak na razie byłam tylko na jednym. Na tegorocznym Superpucharze Polski i jak dobrze pójdzie to może pojadę na Mistrzostwa Świata. 

10. Dlaczego siatkówka?
A dlaczego oddychasz? ;) 

Pozdrawiam i do niedzieli! ;D



Ps. Czyta to ktoś jeszcze? Jest sens pisać dalej?