środa, 28 maja 2014

Epizod 9.


Pierwsze dni we Włoszech bardzo mi się dłużyły. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kręciłam się z kąta w kąt. Mimo, że starałam się pomagać pani w domu w porządkach to i tak nie czułam się tutaj dobrze. Całymi dniami myślami byłam w Rzeszowie, przy Grześku. Miałam ochotę dzwonić do niego co godzinę czy nic mu nie jest, ale siłą woli starałam się powstrzymywać. W podświadomości czułam, że dzieje się coś złego. Nie chciałam, aby Brudas zrobił coś Kosokowi. Nie wybaczyłabym sobie tego. Kasia widziała, że coś jest ze mną nie tak. Robiła różne podchody, ale nie wydusiłam z siebie ani słowa. Nie chciałam obarczać jeszcze jej swoimi problemami. Im mniej osób wie o tej całej aferze tym lepiej. Katarzyna widząc, że nic nie wskóra nie drążyła więcej tematu i wraz z Pawłem zabrali mnie na wycieczkę po Italii, a dokładniej po urokliwym mieście skąd wywodzi się słynny dramat Szekspira „Romeo i Julia”, mianowicie chodzi tu o Weronę. Przyznam szczerzę, że udało im się oderwać mnie choć w malutkim stopniu od czarnych myśli i bawiłam się świetnie. To miasto bardzo przypadło mi do gustu i na pewno będę wracać tu myślami, kiedy będę w swoich czterech ścianach, a za oknem będzie szaro, deszczowo i buro. Kolejny tydzień minął szybko. Starałam się przynajmniej dwa razy dziennie rozmawiać z Kosą. Zawsze kiedy słyszałam jego głos w słuchawce telefonu mogłam bez problemu się odprężyć, ponieważ wiedziałam, że jest cały, zdrowy i ma się dobrze. To się dla mnie liczyło. Do czasu, gdy pewnego dnia nie podniósł słuchawki. Rozmawialiśmy zazwyczaj o stałych porach, więc zdziwiło mnie to, że nie odbiera. Zaczęłam się poważnie martwić. Chodziłam tam i z powrotem, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Każdy drobiazg w tym momencie mnie irytował. Najważniejsze było dla mnie usłyszenie głosu bruneta i wiadomość, że nic mu nie jest. Starałam się trzymać nerwy na wodzy, lecz marnie mi to wychodziło.

-Wszystko będzie dobrze. Za chwilę zadzwoni i powie ci, że jest cały, nietknięty  –uspokajała mnie Kasia.

-Wiesz ile razy słyszałam już te słowa w ostatnim czasie? Dla mnie nie mają one znaczenia. Masz przy sobie Pawła, widzisz go, wiesz, że jest z nim wszystko w porządku. Nie wiesz jak to jest martwić się o osobę, którą bardzo kochasz. Ta niewiedza najbardziej mnie dobija! Chcę, aby Kosa był tu teraz przy mnie!

Uderzam ręką w stół i bezradna opadam na krzesło. Usilnie powstrzymuję łzy, które niemiłosiernie cisną mi się do oczu.

-Przepraszam. Nie powinnam tak na ciebie krzyczeć. –Stwierdzam kiedy emocje, które we mnie buzowały, opadły. –Widzę, że chcesz dla mnie dobrze, a ja tak ci się odpłacam. Jeszcze raz tak bardzo przepraszam –chowam twarz w dłoniach.

-Spokojnie –Kasia podchodzi i kładzie dłoń na moim ramieniu. –Nie wiem dlaczego się tak boisz o Grześka, a tym bardziej o co w tym wszystkim chodzi. Nie mam zielonego pojęcia po co się ukrywasz u nas i nawet nie mam zamiaru dociekać. Wiem jedno. Bardzo kochasz Grześka i to widać i nie mam ci za złe, że na mnie trochę nakrzyczałaś…

-Trochę –prycham.

-No może więcej niż trochę, ale staram się zrozumieć ten twój wybuch. Po prostu chcę, abyś myślała pozytywnie.

-Gdybyś przeżyła tyle co ja to nie miałabyś sił już pozytywnie myśleć. Poza tym to czuję, że w Rzeszowie dzieje się coś złego. Moja podświadomość mi to mówi. Coś się tam dzieje. Czemu ja muszę być tutaj? Tak daleko od domu?

Kasia nie wiedząc co powiedzieć usiadła naprzeciw mnie i chwyciła moją dłoń, aby choć trochę dodać mi otuchy. Po chwili Paweł wbiegł do kuchni. Przestraszone, obydwie podskoczyłyśmy na krzesłach. Miał morderczo poważną minę. To oznaczało jakieś wieści. Niekoniecznie dobre.

-Kosa dzwonił! –krzyknął, trzymając mój telefon w ręku, ponieważ kiedy ja nie miałam już siły trzymać tego telefonu w ręku, to on nadal próbował coś zadziałać.

-Dzwonił? Czemu mnie nie zawołałeś? –powiedziałam z wyrzutem.

-Rozmawiałem z nim tylko kilka sekund. Kazał mi przekazać, że jest z nim wszystko w porządku i aktualnie jest na komisariacie.

-Ale jak to jest na komisariacie?! O co chodzi?

-Nie wiem. Nie powiedział mi nic więcej –wzruszył bezradnie ramionami.

Nie wiedziałam czy teraz mam się cieszyć, czy jak? No tak. Dowiedziałam się, że jest zdrowy i co najważniejsze w jednym kawałku, ale co on robi na komisariacie policji? Jakoś nie napawało mnie to optymizmem i nie potrafiłam zachować spokoju. Jeszcze bardziej zdenerwowała mnie ta informacja. Czułam, że w Rzeszowie coś się dzieje i moje przeczucia sprawdziły się. Jednak kobieca intuicja na coś się przydaje i w moim przypadku, rzadko zawodzi. Mijały godziny, nadchodziła noc, a my nadal martwiliśmy się o siatkarza. Przez moją głowę przelatywały czarne, najróżniejsze myśli. Brudas go złapał? Może on próbował coś z nim zrobić? A może po prostu miał tylko wypadek? Z godziny na godzinę ta niewiedza naprawdę mnie dobijała. Kasia i Paweł próbowali mnie pocieszać, ale kiedy zauważyli, że zamiast mi pomagać bardziej mnie dobijają, przestali i po prostu zostawili mnie w spokoju. Próbując odciąć się od złych myśli, udałam się do swojego tymczasowego pokoju. Usiadłam na łóżku i przeglądałam w telefonie nasze wspólne zdjęcia. Kiedy na wyświetlaczu pojawiały się brązowe tęczówki i szczery uśmiech Grześka, momentalnie na moją twarz wkradał się lekki uśmieszek, który powiększał się z każdym, kolejnym zdjęciem. Gdy pomyślałam sobie, że mogłabym go stracić i nigdy więcej nie zobaczyć jego mordki, to aż serce się krajało, łzy napływały do oczu, a moje wnętrzności wirowały z żalu i zdenerwowania. Za pewnie te uczucia spotęgowałyby, gdyby to przeze mnie brunet stracił życie. Już w głowie słyszałam słowa mojego byłego, znienawidzonego szefa-„Po prostu zapomniał oddychać”. Chcąc wypędzić ten głos, cisnęłam telefonem o podłogę, powodując, że urządzenie mobilne rozwaliło się na trzy kawałki, rzuciłam swoje ciało na łóżko, po czym przydusiłam głowę poduszką i zaczęłam krzyczeć próbując zagłuszyć własne myśli. Kiedy gardło zaczęło mnie powoli boleć od krzyczenia przestałam i próbowałam zająć się czymś innym. W tym wypadku było to spanie, ponieważ powieki kleiły mi się niemiłosiernie, mimo tylu wydarzeń i emocji.

Około godziny drugiej w nocy obudził mnie Paweł, który stał w drzwiach mojego pokoju.

-Coś się stało? Grzesiek dzwonił? –spytałam zaspana, ale również pełna nadziei.

-Niestety. Zero odzewu. Ale chciałbym porozmawiać.

Czemu to zdanie, które wypłynęło z jego ust tak mocno mnie przeraziło? Chyba niewytłumaczalne zjawisko.

-Mam się bać? –starałam się obrócić tę sytuację w żart, co kiepsko mi wychodziło.

-Nie –zaśmiał się pocierając nos wierzchem wskazującego palca. –Mogę? –spytał wskazując głową na łóżko.

-Pewnie. Siadaj –poklepałam miejsce obok mnie.

Mężczyzna wykonując moje polecenie, usiadł obok mnie i zlustrował całą moją sylwetkę, przez co poczułam się trochę niepewnie.

-Kochasz Kosę, nie? –zadał pytanie, w ogóle nie patrząc na mnie. Najwyraźniej jego ręce stały się dla niego bardzo ciekawym obiektem do badania ich struktury.

-Oczywiście. Co to za pytanie? –oburzyłam się lekko.

-Tak tylko pytam. Kosa to jednak mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa i chcę dla niego jak najlepiej –wzruszył ramionami. –Tyle. Pamiętam jak kiedyś planowaliśmy swoją przyszłość. On będzie grał, a ja będę nauczycielem. Mieliśmy mieszkać w jednym mieście, a nawet na tej samej ulicy. Najlepiej koło siebie. Mieliśmy być nierozłączni, jednak życie potoczyło się inaczej. Ma na nas inne plany.

-Cieszę się, że Grzesiek ma takiego przyjaciela jak ty. To skarb –przyznałam, przypominając sobie o Agnieszce. Fakt faktem, nie znamy się od tak dawna jak ci panowie, ale Aga jest moją pierwszą i jedyną przyjaciółką. Bardzo wiele jej zawdzięczam i zrobiłabym dla niej wiele, aby była szczęśliwa. Tak jak ja.

-Grzegorz zaakceptował to co kiedyś robiłaś? W sensie akceptuje, że byłaś/jesteś prostytutką? –wypalił po kilku minutach ciszy.

-Ale…

Oniemiałam. Czułam, że ta rozmowa zejdzie na ten temat, co zdecydowanie nie spodobało mi się. Ciekawiło mnie jedno. Skąd on o tym wie?

-Nie jestem prostytutką! –oburzyłam się. –Poza tym to skąd o tym wiesz? Grzesiek ci powiedział? –spytałam, czując jak krew się we mnie gotuje.

-Nie denerwuj się –uspokoił mnie. –Musiałem wiedzieć dlaczego i kogo przyjmuję pod swój dach. Ja nie oceniam ludzi po okładce. Ty jesteś naprawdę fajną dziewczyną i trochę wiem o twojej przeszłości. Przyznam, że na początku nie chciałem abyś tu przyjeżdżała, lecz Kosa co nieco mi opowiedział i zgodziłem się. Skoro on cię pokochał to oznaczała, że jesteś kimś, że nie jesteś taka jak te inne prostytutki.

Ostatnie zdanie bardzo mnie zdenerwowało. Mało brakowało, a z nerwów cała bym się trzęsła, tak mocno targały mną emocje. Postanowiłam to wyjaśnić.

-Uwierz mi, że nie wszystkie tzw. prostytutki takie są. Wiem, bo miałam z nimi nie raz do czynienia. Nie wiesz dlaczego to robią, dlaczego sprzedają swoje ciało. To tylko głupi stereotyp, pod który podczepiana jest każda kobieta robiąca to co ja kiedyś robiłam. Mam przyjaciółkę, która pracuje w tym fachu. Moja mama również tak zarabiała na życie i co? Potrafiła kochać. Wychowała mnie na ludzi. Faktycznie, nie była matką roku, ale mimo to bardzo ją kochałam. Więc kiedy słyszę pogardę w głosie na temat takich kobiet to dostaję białej gorączki. Wybacz, że naskoczyłam tak na ciebie, ale nie pozwolę, aby tak mówiono na między innymi moją matkę. Była jaka była, ale na zawsze pozostanie moją mamą i jeśli jeszcze raz usłyszę coś złego na temat prostytutek to wyjdę z siebie i stanę obok.

-Ok, ok. Przepraszam. Niepotrzebnie zaczynałem ten temat –powiedział ze skruchą.

-Nie zaprzeczę –stwierdziłam nadal będąc nabuzowana skrajnymi emocjami. –Przepraszam, że cię wyganiam, to jest twój dom, ale mogłabym zostać choć na chwilę sama?

-Pewnie, oczywiście.

Paweł poderwał się z łóżka i potulnie wyszedł z pokoju. Kiedy był przy drzwiach zwróciłam się do niego.

-Nie powiesz nic Kasi o naszej rozmowie? –spytałam z nadzieją.

-Pewnie. Jak chcesz –uśmiechnął się niepewnie. –Mam jeszcze jedno pytanie. Nie masz mi tego za złe?

Westchnęłam.

-Nie, ale obiecaj mi, że jeśli będziesz gdzieś widział kobietę lekkich obyczajów to nie oceniaj jej po pozorach, ok?

Kiwnął głową na znak zgody i bez słowa wyszedł zamykając za sobą drzwi. Ponownie głęboko westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi, aby zetrzeć z siebie te złe emocje. Spojrzałam na podłogę, gdzie leżał telefon w kilku częściach. Przypominając sobie o Kosoku, szybko go pozbierałam i poskładałam urządzenie tak aby działało. Po minucie telefon działał jak należy. Przyszedł sms o kilkukrotnej próbie połączenia się ze mną przez Kosę. Z trzęsącymi dłońmi wybrałam numer bruneta i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszałam tak bardzo wyczekiwany głos siatkarza. Kamień spadł mi z serca.

-Grzesiek? –przez zdenerwowanie nie wiedziałam jak mam zacząć rozmowę.

-Tak. To ja kochanie. Nic ci nie jest? –spytał z stoickim spokojem, z jakim to on ma zawsze w zwyczaju.

-To chyba ja powinnam zadać ci to pytanie, co? –szczerze uśmiechnęłam się, chyba po raz pierwszy tego wieczora.

-To ze mną wszystko w porządku. Mam dla ciebie pewne wieści. Jak wiesz byłem na komisariacie…

-No właśnie! Dlaczego? –wtrąciłam się szybko.

-Daj mi dokończyć –skarcił mnie. –Więc byłem na komisariacie, aby złożyć zeznania. Brudas gdzieś uciekł, ponieważ jedną z swoich ykhm… pracownic przetrzymywał, znęcał się nad nią, gwałcił i ostatecznie zabił porzucając jej ciało w jakiś ruinach stodoły w lesie.

-Pracownic? Wiesz o kogo chodzi? –spytałam, będąc w szoku co zrobił człowiek, dla którego przez jakiś czas pracowałam.

-Z tego co słyszałem to zabił jakąś Agnieszkę. Znasz ją?

-Agnieszka? –spytałam nie wierząc w to co usłyszałam.

Świat zawalił mi się na głowę. Moja Agniesia nie żyje? 



Tadam! Wreszcie udało mi się znaleźć czas na napisanie rozdziału. Powiem tak. Koncepcja na tą historię jest już od początku, ale niestety czasu brak. Jak już wspominałam, rozdziały będą pojawiać się dość nieregularnie, ale każdy kto zapisał się do zakładki "Informowani" będzie powiadomiony o nowościach. 

To chyba tyle na dzisiaj. :) 

A no tak! Wreszcie doczekałam się pierwszego singla Alexa and Sierry. ^_^ Gwałcę replay.

https://www.youtube.com/watch?v=9g1YpDK7Dcg

I tym oto optymistycznym akcentem żegnam się dzisiaj z Wami, moje Drogie Czytelniczki. Do zobaczenia. ;)


niedziela, 11 maja 2014

Epizod 8.





-Wiem! Polecisz do Włoch!

To zdanie przez resztę wieczora brzmiało w moich uszach. Ten pomysł wydawał mi się dość… dziwny? Może nierealny? Sama już nie wiem. Wszystko jest dla mnie takie niepewne. Boję się wszystkiego, przez co czuję się uzależniona od Grześka. Teraz nawet obawiam się iść sama do toalety. Czy to nie jest już czasem paranoja? Gdyby nie Kosa… Co zrobiłabym bez niego? Jak on sobie wyobraża naszą przyszłość? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Tego samego dnia Grzegorz zamówił bilet lotniczy do Włoch, a wieczorem pomógł mi się spakować. Na drugi dzień miałam być gotowa do drogi.

-Grzesiek, boję się.

-Damy radę. Zobaczysz –zapewnił i przysunął się bliżej mnie.

Tego wieczora powtarzał mi to chyba z tysiąc razy. Cały czas starał utwierdzać mnie w przekonaniu, że to dobry krok, że powinnam wyjechać na jakiś czas. Na jak długo? Sama nie wiem. Tydzień? Miesiąc? Rok? Chciałabym to wiedzieć.
Na drugi dzień, tuż po dziewiątej rano Kosa odwiózł mnie na lotnisko. Z szarą walizą przemierzaliśmy parking rzeszowskiego lotniska. Pełna obaw weszliśmy do budynku, trzymając się za ręce. W czasie, gdy Kosok załatwiał wszystkie formalności ja poszłam po dwa kubki kawy. Napój, który zakupiłam w maszynie w niczym nie przypomina tego czego bym chciała, ale niestety wszystkiego mieć nie można. Po kilku minutach przyszedł Grzesiek i usiadł koło mnie na ławce, po czym podałam mu naczynie z parującą cieczą.

-Wybacz. Takie coś, co niby nazywa się kawa, serwują w tamtej maszynie –wskazałam głową na duże urządzenie, które przyrządza różne napoje.

Kosa na moje słowa machnął ręką i wziął łyk kawy. Czułam, że muszę z nim porozmawiać. Nie odpowiadały mi pewne rzeczy, więc postanowiłam je wyjaśnić dopóki się jeszcze widzimy. W końcu przez jakiś czas nie będzie codziennie witał mnie szczerym uśmiechem.

-Grzesiu –chwyciłam go za rękę. Kosa przysunął moją dłoń do ust i złożył na niej delikatny pocałunek.

-Słucham?

-Ja nie chcę tak dłużej –jęknęłam.

-Ale o co chodzi, bo nie rozumiem? –wtrącił się, bawiąc się pierścionkiem po mojej mamie.

-Wykorzystuję cię na każdym kroku. Nie czuję się z tym dobrze…

-Ciiii –przyłożył kciuk do mych ust, momentalnie mnie uciszając. –Powtarzasz się. Tłumaczyłem ci już to.

-Ale…

-Żadne ale. Kocham cię i jest to normalne, że troszczę i martwię się o ciebie.

-Nie dasz mi za wygraną? –spojrzałam na niego litościwie.

-Nie –uśmiechnął się szeroko.

Spojrzałam na nasze splecione dłonie. On wyznawał mi miłość już tyle razy. Ja ani razu. Poczułam się winna. Od teraz postanowiłam to zmienić. Przy najbliższej okazji wyznam mu to. Kosa dla mnie tyle zrobił, a ja nawet nie potrafię powiedzieć dwóch tak ważnych słów, niektórzy mówią, że głupich. Ja jednak sądzę inaczej. Te dwa słowa są bardzo ważne w życiu każdego człowieka i każdy powinien je usłyszeć, ale również nie powinno się rzucać ich na wiatr.
Westchnęłam głęboko, oparłam się o ramię Kosy i mocno ziewnęłam. Nawet jeszcze nie wyruszyłam w podróż a już poczułam zmęczenie. Po chwili zabrzmiał głos w lotniskowych głośnikach. Oznaczało to, że muszę iść na odprawę, oraz że jest to chwila pożegnania. Razem z siatkarzem wstaliśmy w tym samym momencie, przez co zaśmiałam się cicho i spojrzałam na mego lubego.

-Będę tęsknić –przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

-Ja również –przycisnął mnie do siebie. –Trzymaj się tam. Będę codziennie dzwonić, ok?

Kiwnęłam twierdząco głową i zadarłam głowę, aby spojrzeć na bruneta.

-Uważaj na siebie, dobrze? W zamrażalniku masz jeszcze pierogi, więc któregoś dnia możesz sobie odgrzać. Pamiętaj, jak wrócisz po treningu od razu wkładaj strój do automatu i ustaw na pranie szybkie. Pół godziny i rzeczy masz czyste. A! I jeszcze w lodówce jest rosół z przed wczoraj. Zapomniałam go wylać…

-Dobrze mamusiu –zaśmiał się. –Poradzę sobie. Mieszkałem już przez tak długi czas sam, więc dam radę.

-Kocham cię, Grzesiu –pogłaskałam go po kującym zaroście.

-Ja ciebie też, misia.

Długi pocałunek i biegiem na odprawę. Idąc do wejścia starałam się nie odwracać. Nie chciałam, aby Kosok widział mnie całą w łzach, które spływały po zaróżowionych licach. Bałam się co będzie dalej. Jak to wszystko będzie wyglądać? Jak długo będę musiała przebywać we Włoszech? Kim są w ogóle ci ludzie, u których będę teraz pomieszkiwać? Anastazjo, nie myśl więcej.
 Kiedy siedziałam już w samolocie na swoim miejscu, postanowiłam poczytać książkę, którą znalazłam w zbiorze bruneta. Fakt faktem, on nie czyta za często książek, ponieważ nie ma zwyczajnie czasu, ale ponoć tą akurat przeczytał i bardzo przypadła mu do gustu. W końcu wylecieliśmy.
Po dwugodzinnym locie wylądowaliśmy na włoskiej ziemi. Czując grunt pod nogami poczułam ulgę. To nie jest tak, że boję się latać samolotami, ale po prostu mam złe przeczucia. Chyba popadam w paranoję. Odbierając swój bagaż i udając się ku wyjściu zauważam parę, która w rękach dzierży tabliczkę z napisem „Anastazja Nowaczyk”, czyli tak jak mówił siatkarz. Domyślając się, że to znajomy Kosoka i jego partnerka podchodzę i serdecznie się z nimi witam. Nie wyglądają, aby byli rodowitymi Włochami.

-Ach to ty! Miło mi –podaje mi rękę wysoki mężczyzna. –Jestem Paweł, a to –wskazuje głową na średniego wzrostu brunetkę- moja żona, Kasia.

Po wstępnym przedstawieniu para zaprasza mnie do swojego samochodu, gdzie następnie udajemy się do ich domu. Z ich opowieści wiem, że mieszkają tu już od ładnych paru lat i Paweł jest przyjacielem z dzieciństwa Grzegorza.

-Chodziliśmy razem do tej samej klasy –wyjaśnia. –Mogę ci co nieco o nim opowiedzieć, jaki to kiedyś asem był.

-Pewnie. Chętnie skorzystam –uśmiechnęłam się.

Po dwudziestominutowej podróży dojeżdżamy na miejsce. Ich dom okazał się mały, ale za to bardzo piękny i przestronnie urządzony. Paweł jak i Kasia również okazali się wspaniałymi ludźmi. Bardzo życzliwi, nie zadają niepotrzebnych oraz niekomfortowych pytań, co bardzo mnie cieszy. Jak na razie wszystko idzie sprawnie i miło.

-Anastazjo, to będzie twój pokój przez najbliższy czas. Mam nadzieję, że ci się podoba? –pyta pani domu-Kasia.

-Oczywiście. –Rozglądnęłam się uważnie po pokoju, -Jest piękny. Dziękuję za wszystko. Przyjęliście pod wasz wspólny dach praktycznie obcą osobę, a na dodatek jesteście wobec mnie tacy mili. Naprawdę dziękuję. Będę wam wdzięczna do końca życia.

-A tam –machnęła ręką. –To drobiazg. Że się tak wyrażę, przyjaciele naszych przyjaciół są również naszymi przyjaciółmi. W sumie to partnerki naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi –uśmiechnęła się serdecznie.

-Jeszcze raz dziękuję –odwzajemniłam uśmiech.

-Nie ma za co. Pewnie jesteś zmęczona po podróży. Możesz się przespać. Jak będzie kolacja to cię zawołam. Chociaż może teraz jesteś głodna? Mogę coś ci przygotować.

-Naprawdę, nie rób sobie kłopotu. Dziękuję. To ja może faktycznie chwilę odpocznę. W czasie lotu ani chwili nie przespałam –mocno ziewnęłam.

-Dobrze. W razie czego to będziemy, gdzieś tutaj w pobliżu.

Kasia uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przypominając sobie o słowach bruneta, szybko chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Kosy, aby poinformować go o pomyślnie przeprowadzonym locie. Porozmawiałam z nim chwilę i zakończyłam połączenie, po czym położyłam się. Momentalnie zasnęłam. 




Tak! To ja! Wreszcie raczyłam usiąść przed komputer i coś naskrobać. Wyrzuty sumienia zżerają mnie od środka, że tak długo nic nie dodaję. Postaram się poprawić. 

Kiedyś tam na początku, jak zaczynałam tę historię, obiecałam dodawać rozdziały co tydzień. Jednym słowem-odwołuję. Teraz epizody będą pojawiać się nieregularnie. Zazwyczaj będę informować wszystkich tych co są zapisani w zakładce informowani, więc nie musicie się martwić. 

To chyba wszystko. To do zobaczenia i powodzenia na nachodzący tydzień. Byle do piątku. ;p 

Ps. Przepraszam za wszystkie błędy. Chcę iść jak najszybciej spać, więc nijak chce mi się sprawdzać. Przepraszam również za jakość tego rozdziału. Jak zwykle mogło być lepiej.