niedziela, 11 maja 2014

Epizod 8.





-Wiem! Polecisz do Włoch!

To zdanie przez resztę wieczora brzmiało w moich uszach. Ten pomysł wydawał mi się dość… dziwny? Może nierealny? Sama już nie wiem. Wszystko jest dla mnie takie niepewne. Boję się wszystkiego, przez co czuję się uzależniona od Grześka. Teraz nawet obawiam się iść sama do toalety. Czy to nie jest już czasem paranoja? Gdyby nie Kosa… Co zrobiłabym bez niego? Jak on sobie wyobraża naszą przyszłość? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Tego samego dnia Grzegorz zamówił bilet lotniczy do Włoch, a wieczorem pomógł mi się spakować. Na drugi dzień miałam być gotowa do drogi.

-Grzesiek, boję się.

-Damy radę. Zobaczysz –zapewnił i przysunął się bliżej mnie.

Tego wieczora powtarzał mi to chyba z tysiąc razy. Cały czas starał utwierdzać mnie w przekonaniu, że to dobry krok, że powinnam wyjechać na jakiś czas. Na jak długo? Sama nie wiem. Tydzień? Miesiąc? Rok? Chciałabym to wiedzieć.
Na drugi dzień, tuż po dziewiątej rano Kosa odwiózł mnie na lotnisko. Z szarą walizą przemierzaliśmy parking rzeszowskiego lotniska. Pełna obaw weszliśmy do budynku, trzymając się za ręce. W czasie, gdy Kosok załatwiał wszystkie formalności ja poszłam po dwa kubki kawy. Napój, który zakupiłam w maszynie w niczym nie przypomina tego czego bym chciała, ale niestety wszystkiego mieć nie można. Po kilku minutach przyszedł Grzesiek i usiadł koło mnie na ławce, po czym podałam mu naczynie z parującą cieczą.

-Wybacz. Takie coś, co niby nazywa się kawa, serwują w tamtej maszynie –wskazałam głową na duże urządzenie, które przyrządza różne napoje.

Kosa na moje słowa machnął ręką i wziął łyk kawy. Czułam, że muszę z nim porozmawiać. Nie odpowiadały mi pewne rzeczy, więc postanowiłam je wyjaśnić dopóki się jeszcze widzimy. W końcu przez jakiś czas nie będzie codziennie witał mnie szczerym uśmiechem.

-Grzesiu –chwyciłam go za rękę. Kosa przysunął moją dłoń do ust i złożył na niej delikatny pocałunek.

-Słucham?

-Ja nie chcę tak dłużej –jęknęłam.

-Ale o co chodzi, bo nie rozumiem? –wtrącił się, bawiąc się pierścionkiem po mojej mamie.

-Wykorzystuję cię na każdym kroku. Nie czuję się z tym dobrze…

-Ciiii –przyłożył kciuk do mych ust, momentalnie mnie uciszając. –Powtarzasz się. Tłumaczyłem ci już to.

-Ale…

-Żadne ale. Kocham cię i jest to normalne, że troszczę i martwię się o ciebie.

-Nie dasz mi za wygraną? –spojrzałam na niego litościwie.

-Nie –uśmiechnął się szeroko.

Spojrzałam na nasze splecione dłonie. On wyznawał mi miłość już tyle razy. Ja ani razu. Poczułam się winna. Od teraz postanowiłam to zmienić. Przy najbliższej okazji wyznam mu to. Kosa dla mnie tyle zrobił, a ja nawet nie potrafię powiedzieć dwóch tak ważnych słów, niektórzy mówią, że głupich. Ja jednak sądzę inaczej. Te dwa słowa są bardzo ważne w życiu każdego człowieka i każdy powinien je usłyszeć, ale również nie powinno się rzucać ich na wiatr.
Westchnęłam głęboko, oparłam się o ramię Kosy i mocno ziewnęłam. Nawet jeszcze nie wyruszyłam w podróż a już poczułam zmęczenie. Po chwili zabrzmiał głos w lotniskowych głośnikach. Oznaczało to, że muszę iść na odprawę, oraz że jest to chwila pożegnania. Razem z siatkarzem wstaliśmy w tym samym momencie, przez co zaśmiałam się cicho i spojrzałam na mego lubego.

-Będę tęsknić –przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

-Ja również –przycisnął mnie do siebie. –Trzymaj się tam. Będę codziennie dzwonić, ok?

Kiwnęłam twierdząco głową i zadarłam głowę, aby spojrzeć na bruneta.

-Uważaj na siebie, dobrze? W zamrażalniku masz jeszcze pierogi, więc któregoś dnia możesz sobie odgrzać. Pamiętaj, jak wrócisz po treningu od razu wkładaj strój do automatu i ustaw na pranie szybkie. Pół godziny i rzeczy masz czyste. A! I jeszcze w lodówce jest rosół z przed wczoraj. Zapomniałam go wylać…

-Dobrze mamusiu –zaśmiał się. –Poradzę sobie. Mieszkałem już przez tak długi czas sam, więc dam radę.

-Kocham cię, Grzesiu –pogłaskałam go po kującym zaroście.

-Ja ciebie też, misia.

Długi pocałunek i biegiem na odprawę. Idąc do wejścia starałam się nie odwracać. Nie chciałam, aby Kosok widział mnie całą w łzach, które spływały po zaróżowionych licach. Bałam się co będzie dalej. Jak to wszystko będzie wyglądać? Jak długo będę musiała przebywać we Włoszech? Kim są w ogóle ci ludzie, u których będę teraz pomieszkiwać? Anastazjo, nie myśl więcej.
 Kiedy siedziałam już w samolocie na swoim miejscu, postanowiłam poczytać książkę, którą znalazłam w zbiorze bruneta. Fakt faktem, on nie czyta za często książek, ponieważ nie ma zwyczajnie czasu, ale ponoć tą akurat przeczytał i bardzo przypadła mu do gustu. W końcu wylecieliśmy.
Po dwugodzinnym locie wylądowaliśmy na włoskiej ziemi. Czując grunt pod nogami poczułam ulgę. To nie jest tak, że boję się latać samolotami, ale po prostu mam złe przeczucia. Chyba popadam w paranoję. Odbierając swój bagaż i udając się ku wyjściu zauważam parę, która w rękach dzierży tabliczkę z napisem „Anastazja Nowaczyk”, czyli tak jak mówił siatkarz. Domyślając się, że to znajomy Kosoka i jego partnerka podchodzę i serdecznie się z nimi witam. Nie wyglądają, aby byli rodowitymi Włochami.

-Ach to ty! Miło mi –podaje mi rękę wysoki mężczyzna. –Jestem Paweł, a to –wskazuje głową na średniego wzrostu brunetkę- moja żona, Kasia.

Po wstępnym przedstawieniu para zaprasza mnie do swojego samochodu, gdzie następnie udajemy się do ich domu. Z ich opowieści wiem, że mieszkają tu już od ładnych paru lat i Paweł jest przyjacielem z dzieciństwa Grzegorza.

-Chodziliśmy razem do tej samej klasy –wyjaśnia. –Mogę ci co nieco o nim opowiedzieć, jaki to kiedyś asem był.

-Pewnie. Chętnie skorzystam –uśmiechnęłam się.

Po dwudziestominutowej podróży dojeżdżamy na miejsce. Ich dom okazał się mały, ale za to bardzo piękny i przestronnie urządzony. Paweł jak i Kasia również okazali się wspaniałymi ludźmi. Bardzo życzliwi, nie zadają niepotrzebnych oraz niekomfortowych pytań, co bardzo mnie cieszy. Jak na razie wszystko idzie sprawnie i miło.

-Anastazjo, to będzie twój pokój przez najbliższy czas. Mam nadzieję, że ci się podoba? –pyta pani domu-Kasia.

-Oczywiście. –Rozglądnęłam się uważnie po pokoju, -Jest piękny. Dziękuję za wszystko. Przyjęliście pod wasz wspólny dach praktycznie obcą osobę, a na dodatek jesteście wobec mnie tacy mili. Naprawdę dziękuję. Będę wam wdzięczna do końca życia.

-A tam –machnęła ręką. –To drobiazg. Że się tak wyrażę, przyjaciele naszych przyjaciół są również naszymi przyjaciółmi. W sumie to partnerki naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi –uśmiechnęła się serdecznie.

-Jeszcze raz dziękuję –odwzajemniłam uśmiech.

-Nie ma za co. Pewnie jesteś zmęczona po podróży. Możesz się przespać. Jak będzie kolacja to cię zawołam. Chociaż może teraz jesteś głodna? Mogę coś ci przygotować.

-Naprawdę, nie rób sobie kłopotu. Dziękuję. To ja może faktycznie chwilę odpocznę. W czasie lotu ani chwili nie przespałam –mocno ziewnęłam.

-Dobrze. W razie czego to będziemy, gdzieś tutaj w pobliżu.

Kasia uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przypominając sobie o słowach bruneta, szybko chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Kosy, aby poinformować go o pomyślnie przeprowadzonym locie. Porozmawiałam z nim chwilę i zakończyłam połączenie, po czym położyłam się. Momentalnie zasnęłam. 




Tak! To ja! Wreszcie raczyłam usiąść przed komputer i coś naskrobać. Wyrzuty sumienia zżerają mnie od środka, że tak długo nic nie dodaję. Postaram się poprawić. 

Kiedyś tam na początku, jak zaczynałam tę historię, obiecałam dodawać rozdziały co tydzień. Jednym słowem-odwołuję. Teraz epizody będą pojawiać się nieregularnie. Zazwyczaj będę informować wszystkich tych co są zapisani w zakładce informowani, więc nie musicie się martwić. 

To chyba wszystko. To do zobaczenia i powodzenia na nachodzący tydzień. Byle do piątku. ;p 

Ps. Przepraszam za wszystkie błędy. Chcę iść jak najszybciej spać, więc nijak chce mi się sprawdzać. Przepraszam również za jakość tego rozdziału. Jak zwykle mogło być lepiej.

9 komentarzy:

  1. nie przesadzaj. Rozdział wcale nie jest zły. Zastanawiam sie jednak czy jej szef niczego nie wymyśli. Kosa został przecież w Polsce. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial jest ok.
    Szkoda mi tego ze sie rozstali. Mam nadzieje, ze Kosie nic zlego sie nie stanie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje, że jakoś sb ułożą to życie i będzie już dobrze:>
    Do nast. Lolkaa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wątpię, żeby ten jej szef dał jej już spokój. Swoją drogą brakuje troszkę tej dramaturgi z poprzednich rozdziałów ale wiadomo zawsze tak być nie może. Czekam z niecierpliwością na dalsze losy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. super;p zapraszamn na 23;phttp://onzawszebylprzymnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co wymyślisz, ale teraz to się boję o Grześka, bo jest za spokojnie, za dobrze :D Mafiozo z Rzeszowa może i nie dowie się, że Ana jest we Włoszech, ale Kosoka mogą wziąć w obroty... Nie mam żadnej wizji następnego rozdziału, więc czekam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. wrócę tutaj później z konkretnym komentarzem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieje, że teraz będzie bezpieczna, ale z drugiej strony Grzesiek jest w niebezpieczeństwie, bo przecież łatwo po kojarzyć fakty...
    Przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz, ale ostatnio mi na wszystko brakuje czasu... Mam wieczny niedoczas i z chęcią bym sobie wydłużyła dobę :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam dziwne przeczucie, że coś stanie się Grześkowi. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale jednak.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń