poniedziałek, 30 czerwca 2014

Epizod 11.



-Powiedz mi, jak to się stało, że znalazłeś się na komisariacie policji? Dużo o tym myślałam i nie mam żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Nie znałeś się z Agnieszką, więc… No jak?

W końcu zadałam to pytanie. Teraz czułam się wypoczęta i gotowa do długiej rozmowy. Kiedy to wczoraj wróciłam z lotniska do domu, tuż po kąpieli udałam się do krain Morfeusza, więc zdecydowanie mogłam stwierdzić, że jestem wyspana. Kosok namyślając się co odpowiedzieć, nalał sobie soku do szklanki i zasiadł przede mną, przy stole, w kuchni.

-Jakby ci to powiedzieć –westchnął. –Z ciekawości poszedłem zajrzeć do twojego mieszkania…

-Po co w ogóle tam poszedłeś?! Oszalałeś? –przerwałam. –Chcesz żeby Brudas coś ci zrobił? Ty naprawdę nie wiesz do czego on jest zdolny! –ze zdenerwowania, aż wstałam z krzesła.

-Spokojnie misia –uspokoił mnie chwytając za dłoń i wskazując na krzesło, abym ponownie usiadła. –O mnie się martwić nie musisz. Jak widać wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku. Pozwól, że dokończę. Więc udałem się do twojego mieszkania. Drzwi były uchylone, więc wszedłem powoli do środka, uprzednio upewniając się czy nikogo tam nie ma. Kiedy przekroczyłem próg salonu, przy kanapie znalazłem ciało…

Grzesiek dalej opowiadał, a ja nie słuchałam, ponieważ nie dowierzałam w to co mówi. Wyobrażałam sobie tą scenę ze zmarłą Agnieszką leżącą u mnie w mieszkaniu. Na pewno tam już nie powrócę. Nie wspomnę nawet żebym tam ponownie zamieszkała. Co to, to nie. Wszystko, ale nie to.

-Ana, halo. Słuchasz mnie? –spytał, machając mi dłonią przed twarzą. –Ja wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale chciałaś wiedzieć. Myślałem, że pogodziłaś się już z jej śmiercią.

-Z tym nie da się nigdy pogodzić, Grzesiu –odparłam, beznamiętnie przypatrując się w widok za oknem.

-Przepraszam. Nie chciałem. Tylko proszę, nie płacz.

Brunet wstał, okrążył stół i uklęknął przede mną, chwytając moje dłonie, po czym po chwili odsunął krzesło, usiadł na nim i przyciągnął mnie do siebie. Nic nie mówiąc wtuliłam się w zagłębie jego szyi i zaciągnęłam się charakterystycznym dla niego zapachem.  Czułam się w jego ramionach bezpiecznie. Byłam niemal pewna, że będąc z nim, nic mi się nie stanie. Od bardzo dawna brakowało mi takiego wsparcia jakie bezwarunkowo siatkarz potrafił mi ofiarować.

-Dziękuje, że jesteś. Gdyby nie ty…

-Cii… -pogłaskał mnie po głowie, niczym kilkuletnią dziewczynkę. –Cała przyjemność po mojej stronie.

Do końca dnia postanowiliśmy nie wychodzić z domu. Chcieliśmy nadrobić ten czas od kiedy się nie widzieliśmy. W końcu mogłam nacieszyć się obecnością bruneta i próbuję chłonąć na zapas, bo wiem, że długo ten dzień nie potrwa. Kosa cały czas próbował odciągnąć mnie od złych myśli, a dokładniej od śmierci Agi. Wiedział, że wiele ona dla mnie znaczyła i bardzo przeżywam jej zejście na tamten świat. Zauważyłam, że mocno się starał, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo mam dowód na to, że zależy mu na mnie, a to niespotykane jak dotąd uczucie. Zrobiliśmy razem obiad, przy którym był ubaw po pachy i oczywiście pełno sprzątania, z którego Kosa niestety wywinął się tłumacząc, że koniecznie musi obejrzeć powtórkę meczu Skry i ZAKSY, aby „obczaić” taktykę kędzierzynian na zbliżający się mecz. Następnie wspólny seans z, jak zwykle, przesolonym popcornem, który skończył się w sypialni.

Kolejny dzień zapowiadał się samotnie spędzonym w opustoszałym mieszkaniu, ponieważ siatkarz udał się na poranny trening. Kosa był zdania, aby dla mojego bezpieczeństwa, pozostała jeszcze przez jakiś czas w mieszkaniu. Nie zamierzałam w ogóle się przeciwstawiać, ale byłabym pewniejsza, gdyby to Grzegorz pozostał w mieszkaniu razem ze mną, co było raczej nie możliwe do wykonania. Kariera zawodowego siatkarza do czegoś zobowiązuje. Martwi mnie również to, że będę musiała zostać sama przez kilka dni, gdyż Kosa wraz ze swą drużyną wyjeżdżają, aby rozegrać kolejne mecze w ramach PlayOff’ów do Kędzierzyna Koźla. Przyznam się szczerze, że nie chcę zostać tutaj sama. W razie potrzeby nie mam na kogo liczyć, ponieważ nie mam żadnych zaufanych znajomych. Jak dotąd była nią Agnieszka, a że sprawy potoczyły się, jak widać, nieszczęśliwie to nie mam do kogo zwrócić się o pomoc. Zastanawiała mnie również jedna rzecz. Z opowieści Agnieszki to wiem, że żadnej rodziny nie miała, tak jak ja, więc kto zapewni jej godny pochówek? Czułam się za nią odpowiedzialna i będę musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Tylko jest pewien problem. Jakim cudem mam załatwić wszystkie sprawy związane z pogrzebem nie ruszając się z domu? Nie wspomnę już o kwestiach finansowych, a nie mam odwagi, aby prosić Grześka o pożyczkę. Bogu dzięki, że odłożyłam coś na koncie na tzw. „czarną godzinę”. Jakiejś okrągłej sumy tam nie ma, ale lepsze to niż nic.

Nastała godzina trzynasta, a ja czekałam z gotowym obiadem na Kosoka. Martwiła mnie jego nieobecność, dlatego że powinien pojawić się dawno temu, a na dodatek nie odbiera telefonu. Ktoś mógłby przyznać, że popadam w paranoję, ale kolejny raz mam przeczucie, że dzieje się coś złego. Z doświadczenia wiem, iż moje przeczucia rzadko zawodzą. Zdenerwowana nieodbierającym telefonem bruneta przechadzałam się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca. Latająca mucha, nieschowane buty na korytarzu, czasopismo leżące na podłodze, każda drobnostka, detal strasznie mnie irytował. Nie mogąc usiedzieć w niepewności, postanowiłam poszukać Grześka. Miałam w głębokim poważaniu to czy Brudas mnie dorwie. Najważniejsze było dla mnie znalezienie siatkarza. Pierwszy punkt moich poszukiwań była hala Podpromie, więc wsiadłam w komunikację miejską. Docierając do Podpromia błyskawicznie pobiegłam na parking, ponieważ wiedziałam, że do hali mnie nie wpuszczą. Chciałam tylko sprawdzić czy na placu jest kosokowy samochód. Jak się okazało, samochód był. Moja pierwsza myśl to, że jest jeszcze na treningu, ale dziwnym trafem na parkingu znajdowały się tylko dwa samochody. Czerwona Kia i auto bruneta, więc trening musiał się już skończyć, inaczej byłoby więcej pojazdów. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie aktualnie mam szukać siatkarza. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę na ile znam mojego partnera. Nie znałam żadnych z jego znajomych, nie licząc Kasi i Pawła. Miejsca gdzie udaje się na piwo po treningu również nie. Co mam teraz zrobić? –ciągle chodziło mi po głowie. Szwendałam się po Rzeszowie zaglądając przez okno co rusz do jakiejkolwiek knajpy, z nadzieją, że to tam znajdę bruneta w towarzystwie swoich kolegów. W końcu wpadłam na pomysł, że może siatkarz udał się do mojego starego mieszkania, gdzie postanowiłam się udać. Po dwudziestu minutach drogi byłam na miejscu. Zmęczona po długiej drodze niepewnie otworzyłam drzwi do bloku, w którym kiedyś pomieszkiwałam. Ciągle będąc w niepewności ruszyłam na odpowiednie piętro. W porównaniu do ostatniej wizyty tutaj drzwi były zamknięte i zaklejone biało-niebieską taśmą z napisem „Policja”. Próbowałam nasłuchać jakiekolwiek głosy dochodzące z mojego mieszkania, lecz na nic. Jedyne co zdołałam usłyszeć to szczekanie psa od sąsiada obok. Miałam wiele wątpliwości co do tego, aby wejść do mieszkania, ale oznajmiłam sobie, że kto nie ryzykuje ten nie ma, więc ostrożnie i jak najciszej otworzyłam drzwi, które ku mojemu zdziwieniu były otwarte i bez pośpiechu weszłam do środka. Obawiałam się tego co tam zobaczę. Kałuże krwi, ślady walk, gwałtów. Przecież kilka dni temu przetrzymywano i zamordowano tutaj Agnieszkę. Stojąc nieruchomo w korytarzu nadsłuchiwałam jakiś szmerów i szeptów, aczkolwiek nic nie usłyszałam. Kiedy przekroczyłam próg kuchni połączonej z salonem nie dojrzałam nic co mogłoby przykuć moją uwagę. Oczywiście nic nie zmieniło się od ostatniego pobytu tutaj. O dziwo kałuż krwi nie było, ale nadal panował chaos. Przeszły mnie ciarki. I pomyśleć, że tu znaleziono Agę. Koło kanapy. Spojrzałam w tamto miejsce i na sam widok zachciało mi się płakać, mimo że nie było tam żadnych śladów. Ogarnęłam wzrokiem całe mieszkanie. W salonie leżało pełno porozrzucanych i podartych kartek. Czyli z moimi notatkami mogłam się pożegnać. Na dodatek obicie kanapy było miejscami wypalone od papierosów i celowo porozdzierane, najprawdopodobniej, nożem oraz wszystkie przedmioty, które stały na komodzie i na stoliku od telewizora były porozrzucane po podłodze. Zaciekawiła mnie ława, która była doszczętnie zniszczona. Na rogu stolika można było dojrzeć ślady krwi. Przerażona momentalnie cofnęłam się i z wrażenia zasłoniłam dłonią otwartą buzię. Widok czerwonej cieczy spowodował u mnie mdłości. Nawet nie chciałam myśleć do kogo może należeć krew.  Nie mogąc na to patrzeć udałam się do kuchni. Nie wyglądała nic lepiej co salon. Pomieszczenie sprawiało wrażenie jakby przeszło przez nie tornado. Szafki pootwierane, a ich zawartość znajdowała się potłuczona na podłodze. Firanka porozdzierana. Przerażał mnie ten widok, jednakże dostrzegłam pewien detal. Do kaloryfera były przypięte kajdanki. Nie miałam zamiaru analizować tego, jak się tam znalazły. Niespodziewanie usłyszałam czyjś jęk. W pierwszym momencie pomyślałam, że dochodzi on od sąsiadów, jednak po chwili ponownie usłyszałam dziwny odgłos. Tak, jakby dochodził on z sypialni. Z podłogi podniosłam najostrzejszy nóż jaki posiadałam i podążyłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Drzwi były ledwie uchylone, ale przez szparę zdołałam dojrzeć tylko biurko, które stało koło okna. Z trzęsącymi rękoma uchyliłam drzwi, które niemiłosiernie zaskrzypiały. Serce mi strasznie waliło, oddech drżał. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Oznaki mojej obecności można było usłyszeć nawet z łazienki przy zamkniętych drzwiach. Z nożem w ręku, gotowa na to aby biec, uciekać, krzyczeć, płakać, walczyć, wejrzałam do pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka nikogo tam nie można było zaleźć. Kolejny raz usłyszałam jęk, a więc ktoś w tym pokoju musi się znajdować. Już chciałam uciec, kiedy to za łóżkiem dostrzegłam leżącą postać.  Bez problemu poznałam, że to Grzesiek. Z przerażenia krzyknęłam i upuściłam ostre narzędzie na podłogę. Błyskawicznie znalazłam się przy Kosoku. Wyglądał strasznie. Był cały poturbowany, nie mógł się ruszyć. Twarz posiniaczona, na dłoniach, twarzy, ubraniu ślady krwi. Nie wiedziałam co mam zrobić.

-O Matko. Kto ci to zrobił? –spytałam przerażona tego jak wygląda i w mgnieniu oka zadzwoniłam pod 112.

-Uważaj –odparł po chwili, ledwie słyszalnie. –Tył.

Odwróciłam się, a za mną stał Brudas mierząc we mnie z pistoletu. Kopnął mnie w bark, powodując, że telefon wypadł mi z dłoni. Miałam wrażenie, że to ostatnie chwile mojego życia.

-Ty mała kurwo –wysyczał mój znienawidzony szef, cały czas mierząc we mnie pistoletem. – Myślałaś, że uciekniesz przede mną? Nic z tego. Podejmując się pracy u mnie powinnaś wiedzieć, że należysz już tylko do mnie i żadna marna siatkarzyna ci nie pomoże. On –wskazał kiwnięciem głowy na Grzegorza –już dostał za swoje. Agnieszka też już oberwała, jak z resztą słyszałaś. Nie była mi do niczego potrzebna, więc po co miała mi dłużej dupę truć? Teraz czas na ciebie.

Spojrzałam na Kosę. Był nieprzytomny (bynajmniej taką miałam nadzieję). Ujęłam dłońmi jego twarz i mocno pocałowałam. Poczułam smak krwi, która delikatnie sączyła się z wargi. Zarost, który aż prosił się o zgolenie, delikatnie pokuł moje policzka.

-Kocham cię –wyszeptałam ledwie słyszalnie, ponieważ głos zaczął mi się łamać –i przepraszam.

Ułożyłam głowę na klatce piersiowej Kosoka i wtedy rozkleiłam się na dobre. Szlochałam i zarazem odmawiałam wszystkie modlitwy, które przychodziły mi na myśl. Byłam pewna, że nie wyjdę już z tego cało. Jeśli umrzeć to tylko przy nim.On poświęcił dla mnie tak wiele, więc chociaż to mogłam zrobić.

-Tak, tak. Słodkie to, ale i tak w niczym ci to nie pomoże –odparł Brudas z wyraźną drwiną w głosie. –Pożegnaj się ze swoim chłopaczkiem. Więcej go nie zobaczysz.

I wtedy usłyszałam strzał, a po chwili kolejny. 



Cześć wszystkim! Epizod miał pojawić się w ten weekend, ale jakoś nie mogłam znaleźć czasu, aby skorzystać z komputera i dodać rozdział. No cóż. Tak jakoś wyszło.

Jakość rozdziału nie zachwyca. Jakoś na samym początku kolejne epizody pisało mi się bardzo przyjemnie i w miarę mi się podobało. Nie mam zielonego pojęcia co się ze mną dzieje.

Nie mam ani siły ani weny, aby coś jeszcze tutaj napisać, więc to chyba na tyle.

Czyli z tym poniższym zestawem rozpoczynamy wakacje. Super, nie?

Pozdrawiam i do następnego! :* 

7 komentarzy:

  1. powinnam się do Ciebie przejść Koleżanko :D jak można zakończyć w takim momencie?! przecież to grzech jest xD
    kurcze, mam nadzieję, że ani Grześkowi, ani Anie nic poważniejszego się nie stanie..
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. mam już w głowie scenariusz tego co się stało. Ciekawe czy mam rację? :D Brudas jest skończonym idiotą, a zło zawsze wraca do właściciela. Mam nadzieję, że to on zarobił kulkę

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuruj się tam i wracaj do nas szybko :D
    Nie potrafię wyobrazić sobie tego, że Anastazji i Grześkowi coś może się stać, że Brudas wkroczył do ich życia, że może ich zabić...
    Boje się, że te strzały dosięgnely ciał Any i Grzesia.
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku co tu się dzieje, boję się kolejnej odsłony. Mam nadzieję, że za pierwszym razem nie trafił, a kolejny sprzał oddała policja, bo przecież Ana zadzwoniła na 112. Mam nadzieję, że tu będzie szczęście :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam

    http://spis-blog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje, że mimo wszystko przeżyją...

    Szybkiego powrotu do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. JAK MOGŁAŚ?! :( w takim momencie, no ja nie wiem :<< mimo, że pisałaś wcześniej, że historia nie będzie z hepi endem mam nadzieję, że Kosa i Nastka przeżyją, muuuuuszą!
    zapraszam także do siebie :) http://nadziejazyjwniejtrwaj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń