niedziela, 23 lutego 2014

Epizod 2.




Nienawidziłam swojej matki, a zarazem kochałam ją jak nikogo innego na świecie. Niestety, a może nawet lepiej, ona już nie żyje. Nie mogłam patrzeć jak leży na detoksie i bredzi. Nie znosiłam widoku gdy cierpiała. Kiedy odwiedzałam ją, zawsze pytała się czy coś dla niej mam. Raniło mnie to. Miałam wrażenie, że ona chciała bym przychodziła do niej tylko po to, by przynieść litra Finlandii. Byłam w szoku, gdy na moich oczach piła duszkiem ten kilkunastu procentowy roztwór, a później chowała go w książce, w której było wydrążone miejsce na butelkę. To wszystko, by ukryć ją przed personelem. Od tego uzależnienia drżały jej dłonie, miała niekontrolowane tiki, popadła w depresję. Wyglądała jak wrak człowieka. Potargane, tłuste włosy. Wory pod oczami. Liczne zmarszczki na twarzy. Mimo, że miała czterdzieści kilka lat, wyglądała jakby miała pięćdziesiąt kilka. Personel nie widział szans dla niej. Ja powinnam w to nie wierzyć i dodawać jej otuchy, aby wyszła z tego nałogu, które pochłonęło już tysiące istnień ludzkich. Jednak nie oszukiwałam się. Dodatkowo pomagałam jej. Przynosiłam alkohol. Wielokrotnie miałam wyrzuty sumienia, z czasem one mijały. W końcu to ona nauczyła mnie nic nie czuć. Była jedyną bliską mi osobą. To ja widziałam tych wszystkich mężczyzn, którzy przewijali się przez jej pokój, których z chęcią przyjmowała, zapraszająco rozszerzając przed nimi nogi. Byle tylko zdobyć kilka gorszy, na kolejne litry alkoholu. Nie ważne jak oni wyglądali. Czy byli wysocy, szczupli, eleganccy, zadbani, albo brudni, grubi, zarośnięci. Dla niej nie miało to znaczenia. Ważne by zdobyć pieniądze. Robiła to by zapomnieć. Zapomnieć kim tak naprawdę jest. Ona nie chciała takiego życia. Pragnęła żyć normalnie. Mieć męża, założyć rodzinę, zapuścić korzenie, zdobyć wspaniałą pracę, by pomóc w utrzymaniu domu. Wielokrotnie mi o tym mówiła, gdy kładłyśmy się spać. Wyobrażałyśmy sobie jak wyglądałby nasz dom. Oczywiście rozmawiałyśmy wtedy, gdy była trzeźwa. Ale jak to wszystko zrobić, gdy dostało się w szczeniackich latach wilczy bilet? Jak miała się rozwijać? Nienawidziła tego. Ja też. To stało nam na przeszkodzie, aby spełnić nasze marzenia. Obiecałam jej, gdy dorosnę, zdobędę świetną pracę, kupię domek i wezmę ją do siebie, gdzie będziemy mieszkać razem do końca życia. No tak. Marzenia ściętej głowy. Tak czy inaczej była skazana na pracę jaką wykonywała. Zależało jej na mnie, aczkolwiek nie było tego za bardzo widać, ale ja to wiedziałam. Czułam, że w głębi serca kocha mnie i jest w stanie zrobić dla mnie wszystko. Ja kochałam ją. Jak każde dziecko swoją mamę. Nie ważne jaka jest, bądź była. Jakkolwiek by było, ona na zawsze pozostanie naszą matką. Bez dwóch zdań. Natomiast najgorsze w niej było to, że chciała wszystkie swoje smutki zatopić w alkoholu. Jakby ten okrutny roztwór działał cuda. Cały ból, smutek, cierpienie odchodziły w zapomnienie, a na drugi dzień zamieniał się w straszliwy ból głowy i kac. Czułam się upokarzana. W szkole cały czas rozmawiali za moimi plecami. Bez przerwy słyszałam jak wołali na mnie „córka dziwki”, „córka pijaczki”, „zdradzieckie nasienie”. Byłam prześladowana. Nie raz miałam myśli samobójcze. To bolało. Naprawdę bolało. Jednak przetrzymałam to wszystko. Żyję! Mam się dobrze! To nie jest tak, że matce nic nie zawdzięczam. Zawdzięczam jej ten silny charakter. Po przebytych upokorzeniach w czasach dzieciństwa i młodości, uodporniłam się na nie. Chociaż jeden plus całej tej sytuacji. Jednak miałam wiele powodów, aby ją nienawidzić. Miałam jej za złe, że nigdy nie spotkam swojego ojca. Chciałabym go poznać. Ojca, który mnie począł, po którym odziedziczyłam geny. Pragnę zobaczyć ile mamy wspólnych cech. Zadać mu wiele pytań. Czy mama powiedziała mu, że zostanie ojcem? Czy wie o mnie? Czy chciałby mnie poznać, zacisnąć więzi? Może lepiej zacznijmy od tego czy mama wie z kim mnie poczęła? Czuję się taka bezradna. Ona już nie żyje, więc mi tego nie powie. Swoją tajemnicę wzięła razem ze sobą, do grobu. To jest strasznie dobijające. I z takimi myślami krążyłam między sklepowymi alejkami, robiąc domowe zakupy. Klienci i personel sklepu nie zwracali na mnie uwagi. Byłam w innym świecie. W świecie zadumy, „co by było gdyby…”. Mechanicznie wrzucałam produkty do wózka, nawet nie specjalnie przyglądając się opakowaniom. Nagle zderzyłam się z kimś wózkami. Podniosłam wzrok i ujrzałam mojego wybawcę. Teraz mogłam przyjrzeć mu się dokładniej. Bardzo wysoki, strasznie szczupły, mimo że na sobie miał ciemne dżinsy i pikowaną kurtkę w kolorze granatowym, duże, kościste dłonie, smukła twarz, ciemne włosy, miłe, ciepłe spojrzenie. Tak prezentował się mój wybawca.

-Cześć. Miło cię widzieć –odezwał się mężczyzna.

-Cześć. Przepraszam, śpieszę się.

Chciałam go wyminąć, ale jak na złość zatarasował mi drogę. Kurde, że też on musi być tak upierdliwy?

-Nie tak szybko. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Przez ostatnie dni martwiłem się o ciebie.

-Dziękuję, dobrze. Co mam powiedzieć? –Wzruszyłam ramionami. –Jakoś sobie z tym wszystkim radzę. Już prawie o tym zapomniałam. Na ciele nie ma już żadnych śladów. Poradziłam sobie z tym sama. Nie potrzebna była wizyta w szpitalu, jeśli o to ci chodzi.

Faktycznie. Nie było już śladów po pobiciu i gwałcie. Zniknęły siniaki spod oka, nóg, rąk i kolan, warga i rana na skroni w pełni się zagoiły. Została tylko jeden wielki siniak na brzuchu. Bogu dzięki, że to tylko na sińcach się tylko skończyło.

-Byłaś na policji? Oni muszą ukarać tego dup…kyhm. On nie może być na wolności. Wiesz o tym?

-Nie, nie byłam i nawet nie mam zamiaru. –Westchnęłam głęboko. –Nie potrzebuję kolejnych kłopotów. Dzięki za troskę, ale naprawdę śpieszę się.
-
Czekaj, czekaj. –Zatrzymał mnie. –Może chociaż spotkamy na kawie? Chyba należą mi się jakieś podziękowania?

Brunet miał miły wyraz twarzy i wydawał się sympatyczny. Ale nie mogłam sobie pozwolić na bliższe kontakty z tym mężczyzną. Co jeśli odkryje moją tajemnicę? Co będzie jak dowie się jaki zawód uprawiam? Kim tak naprawdę jestem? Pozna moją przeszłość, historię mojej rodziny? Jak znalazłam się w Rzeszowie jeśli wychowywałam się w Gdańsku? Nie mogłam do tego dopuścić. Nie chciałam, by kolejny człowiek mnie oczerniał za to co robię.

-Wiesz co, ostatnio nie mam czasu. Studia, zajęcia, kolokwia. To wszystko mnie przytłacza. Przepraszam. Może innym razem.

-Nie, nie, nie. Tak łatwo mi się nie wywiniesz. Na pewno znajdziesz godzinę wolnego dla mnie. Niech stracę. Ja stawiam. Nie daj się prosić. Co ci szkodzi poświęcić godzinkę dla małego, biednego Grześka? –zrobił udawaną smutną minkę, co zabawnie mu wyszło.

-Małego –zaśmiałam się. –Ale naprawdę nie mam czasu. Tyle mam na głowie…

-Dzieci ci płaczą w domu? –pyta rozbawiony.

-No nie, ale…

-To ja nie widzę żadnej przeszkody. Pasuje ci jutro o osiemnastej w tej uroczej kawiarni na rynku koło apteki?

-Ale ja cię nie znam –jęczę.

-Grzesiu Kosok jestem –wyciągnął rękę w moją stronę.

-Anastazja Nowaczyk. Miło mi.

-Mi również. To do jutra. Pamiętaj, jutro  o osiemnastej! –rzucił na koniec i zanurkował wśród kolorowych alejek Biedronki, a ja stałam jak wryta w ziemię.


Rano obudziłam się wcześnie. W mieszkaniu jak zwykle było pusto i cicho. Czego się można było spodziewać? W kuchni bałagan jeszcze od wczoraj. Nie miałam siły go posprzątać. Wykłady mam dopiero od dziesiątej, więc wzięłam się za sprzątanie. Cały czas w głowie tkwi mi mężczyzna napotkany wczoraj w Biedronce. Nie mogę uwierzyć, że dzisiaj się z nim zobaczę. Mam wiele wątpliwości co do naszego spotkania. Mam obawy, że dowie się o moim zawodzie. Co robię na co dzień poza studiowaniem. Nie chciałabym spotkać się z przykrymi słowami z jego strony. Z pozoru jest miły. To fakt. Ale to nie oznacza, że Grzegorz nie potrafi wyrazić swojego zdania. Mimo, że już wiele razy spotkałam się z przykrymi słowami od innych osób, ale nadal w jakimś stopniu dotyka mnie to, a czasem spływa po mnie jak po kaczce. Może to zależy od doboru słów? Nie wiem, ale chyba nikomu nie jest miło gdy ktoś rzuca oszczerstwa w jego stronę?

Po zajęciach udaję się do Miejskiej Biblioteki Publicznej po materiały na pracę z dziejów wymiaru sprawiedliwości, którą musimy oddać do końca miesiąca. Ten przedmiot jest dodatkowy. Sama sobie go wybrałam i klnę dzień, w którym to nastąpiło. Tylko przysporzyłam sobie dodatkowej roboty, jakbym jej miała mało. No tak, to wszystko przez moje wyższe ambicje, które dotrwały tylko do końca pierwszego semestru, pierwszego roku. Jak mam się wziąć za naukę, która idzie mi z oporem? Zawsze powtarzam sobie, że mogło być gorzej i po części pomaga. W bibliotece, za pomocą przemiłego pana, dostaję książkę potrzebną mi do napisania pracy. Bardzo cieszę się, że wszystkie potrzebne informacje mam w jednym miejscu. Często można znaleźć książki takie o niczym, czego strasznie nie lubię. Myślę, że nie tylko ja.

Wieczorem udaję się na spotkanie z Grzegorzem w jednej z rzeszowskich kawiarni. Jestem strasznie podekscytowana. Czemu? Na to pytanie chyba san Najwyższy nie potrafi odpowiedzieć, a co dopiero ja. Obiecałam sobie, że będzie to tylko jedne jedyne spotkanie i nic więcej. Mam nadzieję, że na tym się zakończy nasza znajomość.

Kawiarnia jest przytulna, przestronna, dobrze oświetlona w sam raz na takie schadzki. Zaglądam przez duże okno, a Grzegorz już siedzi przy stoliku i popija parującą kawę. Czyli mnie nie wystawił. Spoglądam na zegarek. Jest kilka minut po osiemnastej. Poprawiam włosy i płaszcz i pewnie, bez zastanowienia wchodzę do kawiarni. Od wejścia czuć zapach świeżo parzonej kawy, co dodaje uroku temu ustronnemu, zacisznemu, spokojnemu miejscu. Kosok na mój widok szeroko się uśmiecha i podchodzi.

-Już myślałem, że nie przyjdziesz. Cześć.

Zbliża się i całuje lekko w prawy policzek, co mnie zaskakuje, po czym pomaga mi zdjąć mój brązowy płaszcz.

-Usiądźmy.

Z jednej godziny zrobiły się trzy, a my nadal nie mogliśmy się nagadać. W towarzystwie Grzegorza czułam się swobodnie. Na początku panowała niezręczna cisza, w końcu przerodziła się w żywą rozmowę. Z Kosokiem można rozmawiać na każdy temat i jest niemiłosiernie zabawny. Potrafi rzucać żartami na prawo i lewo. Dowiedziałam się, że jest siatkarzem tutejszego klubu. Wstyd się przyznać, ale nie byłam jeszcze na żadnym meczu, a mam tak blisko. Są chlubą miasta, w którym mieszkam, więc jest to obowiązek każdego mieszkańca, aby być choć na jednym ich meczu! Pomiędzy nami trwała miła atmosfera, do czasu, gdy zapytał o moje zajęcia, co robię na co dzień.

-No wiesz –czuję się zakłopotana. –Studiuję prawo…

-Prawo? To dosyć trudny kierunek. Z wszystkim musisz być na bieżąco –kiwa z poważaniem głową.

-No tak, ale mi to nie sprawia kłopotu.

-Utrzymujesz się sama, czy rodzice ci pomagają?

Czy on też musi zadawać tak trudne pytania? Pytania, które strasznie mnie ranią i deprymują?

-Moja mama nie żyje. Ojca nigdy nie znałam –spuszczam głowę i zaczynam skubać kawałek sweterka z zdenerwowania.

Nie skłamałam. Powiedziałam prawdę. Nie pełną, ale prawdę. Nie musi wszystkiego wiedzieć. Nie znam go tak dobrze, aby zwierzać się mu z całego życia.

-Ykhm. Przepraszam. Nie wiedziałem. Nie chciałem ci sprawić przykrości.

Zaprzeczyłam głową.

-Nic się nie stało. Stare dzieje. –Machnęłam ręką. –Muszę się zbierać.

Wzięłam torebkę, z portmonetki wyciągnęłam banknot o nominale dwudziestu złotych i wstałam. W tym czasie odezwał się Grzegorz.

-Ale jak to. Już? Mam nadzieję, że nie zraziłem cię do siebie przez to pytanie? Przepraszam, ale naprawdę nie chciałem. Czasem jak coś palnę… Najpierw mówię potem myślę. Jeszcze raz przepraszam. Tak mi przykro.

-Nie, nie. Nie wiń się za to. Przecież nie wiedziałeś. Nie potrzebuję i nie chcę czyjejś litości. Jak widać radzę sobie, potrafię się sama utrzymać. Nie widzę sensu byś mi współczuł. Nie chcę tego, rozumiesz? Muszę się przygotować na jutro na zajęcia. Przepraszam. Naprawdę muszę wracać do domu.

-Spotkamy się jeszcze? –pyta z nadzieją w głosie.

Niestety. Muszę go okłamać, ponieważ nie mogę pozwolić sobie na bliższe kontakty z tym mężczyzną. Nie chcę czuć rozczarowania i płakać po nim. Życie już wiele razy dało mi po pupie i czegoś się już nauczyłam. Człowiek uczy się na własnych błędach.  

-Na pewno. Miło mi się z tobą rozmawiało. Do zobaczenia.

Uśmiecham się sztucznie i wychodzę. Brunet tuż przy wyjściu zatrzymuje mnie i oddaje banknot, który zostawiłam na stole. Po długich namowach przyjmuję go i udaję się prosto do mieszkania.

Mija styczeń, w którym nic ciekawego się nie dzieje. Upływa luty. Dzień zakochanych, standardowo spędzony w klubie. Nadchodzi marzec. Jest wyjątkowo zapracowany, przez co moja nauka na tym cierpi. Każdy wieczór i wolną chwilę spędzam w klubie na trenowaniu nowego układu lub występie. Z Kosokiem nie zobaczyłam się od naszego ostatniego spotkania. Podpromie omijam szerokim łukiem. Mimo, że mieszkamy w jednym mieście nie natknęłam się jeszcze na niego. Może to nawet dobrze? W duchu cieszę się z takiego obrotu spraw, ale gdzieś tam głęboko chciałabym chociaż go zobaczyć na ulicy. Nie rozmawiać z nim, ale tylko ujrzeć. Napawać się jego widokiem choć kilka sekund. 



Cześć wszystkim! Małe ogłoszenie parafialne. 
Chyba jednak zmienię dzień dodawania rozdziału na niedzielę. Wiem, pod poprzednim postem informowałam, że epizody będą dodawane w soboty. Jednak wczoraj przez cały dzień nie było mnie w domu, ponieważ byłam na treningu ćwiczyć układ taneczny na konkurs, który mamy za niecałe dwa tygodnie i do domu zawitałam dopiero po siódmej. Później goście nas odwiedzili i nie miałam kompletnie czasu. Tak samo będzie w przyszłą sobotę, więc lepiej zmienimy na niedzielę. Wtedy mam więcej wolnego czasu i będę mogła dodać kolejny epizod.  Także trzecia odsłona pojawi się 02.03

Dziękuję za miłe słowa pod ostatnim postem. Bardzo mnie ucieszyły Wasze opinie, ale również nie żałujcie na mnie krytyki. W pewnym sensie działa to na mnie motywująco. ;)

Pozdrawiam wszystkich i proszę, trzymajcie za mnie kciuki abym jakoś przeżyła ten tydzień. Codziennie będę wracać po szóstej do domu. No tak. Treningi. Konkurs. Cel uświęca środki...
Do zobaczenia! ;D 

DODANE PÓŹNIEJ
Informowani. Gadu nie działa mi tak jak powininno i jeśli jakimś cudem znaleźliście się tutaj to proszę napiszcie mi czy doszło do Was moje powiadomienie. Przepraszam za zamieszanie. Muszę coś z tym zrobić. Z góry dziękuję! ;)

Oni razem są wspaniali! Uzależniłam się od nich. ^_^ Musicie koniecznie to zobaczyć. ;)
 http://www.youtube.com/watch?v=XWbFPqvE9D0






9 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział ;*
    Podoba mi się bohaterka .. Anastazja to twarda kobieta , ale mam nadzieję , że jednak da szansę Kosokowi ;)
    Jestem strasznie ciekawa jak to się potoczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I sie spotkali! Uhuhuhu!!! ;)
    Cieszy mnie ta znajomosc i mam nadzieje, ze przerodzi sie w cos wiecej.
    Mysle, ze Grzesiek powinien sie dowiedziec od niej czym sie zajmuje a nie na przyklad gdy wyjdzie do klubu z kolegami... wtedu nie byloby fajnie.
    Pozdrawiam serdecznie i trzymam za ciebie kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze niech się przełamie i da szanse Grzesiowi ;)
    A rozdział genialny ;)
    Zapraszam do mnie : http://od-spojrzenia-do-zakochania.blogspot.com/2014/02/rozdzia-16.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiam się, czemu Grzesiek nie poprosił o jej numer telefonu skoro chciał się spotkać ;D ciekawa jestem w jaki sposób się dowie, czym Anastazja się.zajmuje.. Świetny rozdział ;) pozdrawiam a w wolnej chwili zapraszam do siebie ;) nie-moge-zyc-bez-ciebie.blogspot.com ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Do mnie wszystkie powiadomienia jak najbardziej dochodzą, ale nie mam czasu na bieżąco po otrzymaniu informacji komentować.
    Grzegorz to taka mała ciapa w tym opowiadaniu. Niby przejawia męskość w postaci tego, że ją obronił. Niby chce się jeszcze spotkać, ale nie weźmie numeru telefonu, a w dzisiejszych czasach to podstawa :)
    Anastazja nie miała łatwego życia, ale jak nie zaufa to jej nikt nie pomoże .
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdzial . Sytuacja sie rozwija wiec nie pozostaje mi nic innego jak czekac co wydarzy sie dalej. Wiem, ze warto czekac bo to opowiadanie jest bardzo ciekawe a na pewno bedzie jeszcze bardziej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Informacja na gg nie doszła, ale i tak na blogu mi się wyświetla, gdy coś dodasz :)

    Rozumiem, że Ana tańczy w nocnym klubie? Ale chyba tylko tańczy? Utarło się powiedzenie, że żadna praca nie hańbi, ale też nikt nie powie dobrego słowa o funkcji, którą wykonuje Anastazja. Nie miała skąd czerpać wzorców, matka nie nauczyła jej czułości i sąd jej oziębłość do Kosoa. Takie odnoszę wrażenie. Mam nadzieję, że Grzesiek jakoś się na nią natknie lub odwrotnie :P Chociaż pomysłu nie mam żadnego, a faje, bo mogę tworzyć scenariusze, a i tak okazuje się, że piszesz inaczej:)
    Pozdrawiam, Coquette (tym razem z anonima)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co? Tak trochę się teraz będę miotać, ale musisz przywyknąć. Kiedyś gdzieś napisałam, że polubiłam smutne historie, następnym razem, że wolę te radosne. Tu, u ciebie jestem totalnie rozdarta. Z jednej strony pokazujesz tą smutną i bolącą przeszłość, a z drugiej promyczek nadziei w teraźniejszości. No i ja już nie wiem, co gorsze/lepsze dla mnie... ;/
    Wiem jedynie, że zostanę, bo muszę się dowiedzieć, czy Grzesiek zdoła przekonać do siebie Anastazję i spotkać się z nią ponownie ;-)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. świetne opowiadanie. Bardzo mi się podoba

    OdpowiedzUsuń